Bieszczady nie zapominają. Pamięć o wydarzeniach z 1997 r. jest nadal żywa w starszych mieszkańcach tego malowniczego zakątka kraju. Opowieść o zemście, morderstwie, pajęczynie powiązań ze słusznie minionych czasów, przekazywana jest z ojca na syna, z dziadka na wnuka. Nikt jednak oficjalnie nic nie wie. To bieszczadzka zmowa milczenia. Zmowa, która okryła ciało Marka Pomykały na wieki. Jak naprawdę zginął ten młody i ambitny dziennikarz śledczy?
Czarno-białe zdjęcie mężczyzny z krótkimi włosami wisi w widocznym miejscu w salonie. Kazimierz Pomykała rzuca na nie wzrok, siedząc jednocześnie w fotelu i rozmyślając nad losem swojego syna. Nie pragnie zemsty. Chce sprawiedliwości i prawdy. Przez trzy dekady śledczy ukrywali przed nim fakty, zacierając ślady i kryjąc się wzajemnie. Nie ma ciała, nie ma sprawcy, nie ma zbrodni. A jednak Marka już nie ma. Pozostało zdjęcie.
Wszystko zaczęło się od pewnego wypadku…
1985 rok. Ciemnego, listopadowego wieczora Edward Krajnik spożywał ze znajomymi alkohol w zajeździe Pod Gruszką. Poszedł się przewietrzyć z kolegą. Doszło do sprzeczki. Mężczyzna zaczął biec w stronę przystanku autobusowego. Uderzył go samochód. Trzask, pisk. Ciało Krajnika opadło na maskę i bezwładnie osunęło się na jezdnię. Zdarzenie widziało kilka osób. To kucharka z zajazdu Katarzyna R. kolega Krajnika Andrzej G. i taksówkarz Zdzisław W.
Po dwóch godzinach od zdarzenia na miejscu pojawił się Ksawery Ł, szwagier Krajnika. Ofiara nadal leżała kilka metrów od auta. Oficjalna wersja – Franciszek P. (ojciec zastępcy komendanta miejscowej jednostki milicji Tadeusza P.) potrącił Krajnika, ale ten wtargnął mu na jezdnię. Rozeszło się po kościach. Do matki Krajnika przychodzi nawet zawiadomienie o konieczności zapłaty za naprawę samochodu.
Katarzyna, Andrzej i Zdzisław dobrze jednak wiedzieli, że było inaczej. Zdarzenie widział też milicjant Krzysztof Pyka. Zatrzymał się i chciał pomóc. Kilka tygodni później znika bez śladu, a jego ciało wypływa na Jeziorze Solińskim w lutym 1986 r. Tajemnica wypadku okrywa Bieszczady. Marek Pomykała chce ją wyjaśnić. Zburzyć komunistyczną zmowę milczenia, która wisi nad regionem. Każdy o niej wie, nikt nie chce nic powiedzieć.
Pomykała zajął się tym jako jedyny
10 lat później tajemnicę wypadku chce wyjaśnić Marek Pomykała. To redaktor Gazety Bieszczadzkiej. Pasjonat hokeja. Młody, ale już doświadczony. Chociaż nie stronił od alkoholu, kobiet czy dobrej zabawy, stał na straży prawdy i dziennikarskiej rzetelności. Dwie próby samobójcze nauczyły go już samokontroli. Zresztą, znajomi mówią, że tak naprawdę nigdy nie chciał się zabić. Był bardzo ambitny. Zabrał się za temat, którego przez ponad 10 lat nikt nie chciał wyjaśnić. Żaden śledczy, prokurator czy żurnalista nawet nie zabrał się za sprawdzenie, dlaczego Krajnik i Pyka rzeczywiście zginęli. Pomykała zaczął to badać.
— Gdybym wiedział, że bierze się za ten temat, to bym mu to z głowy wybił – powtarzał w mediach Kazimierz Pomykała – Wszyscy wiedzieliśmy, że to gruba sprawa. Wiedzieliśmy, że zamieszane były w to peerelowskie służby. Nikt tego nie ruszał. Po co?
Marek zajmował się na początku tylko sportem. Chodził na każdy mecz KH Sanok, a jego teksty drukowało nawet legendarne krakowskie Tempo. Miał skomplikowany charakter, często rozmawiał o śmierci, zastanawiał się nad sensem istnienia i sposobem na humanitarne samobójstwo. Beata, jego ówczesna żona nie mogła wytrzymać jego sposobu życia. Obydwoje ranili się jednak nawzajem, a życie osobiste nigdy nie miało wpływu na jego pracę.
29 kwietnia 1997 r. idzie do baru, a następnie wraca do domu. Między nim i Beatą dochodzi do kłótni. Kobieta dowiaduje się, że Marek stracił prawo jazdy za jazdę na podwójnym gazie. Podczas awantury miał ledwo trzymać się na nogach. Świadkiem zdarzenia był przyjaciel pary, Marcin K.
Rozjuszony Pomykała wychodzi z psem. Wraca. Ponownie wychodzi i udaje się do rodziców, aby zabrać zapasowe kluczyki do auta i pojechać do redakcji Gazety Bieszczadzkiej. 30 kwietnia 1997 r. ślad po nim zaginął.
Poszukiwania trwają, świadków nie ma
Zdenerwowana Beata postanowiła poszukać męża. To zdziwiło rodziców Pomykały, gdyż mężczyzna często nie wracał na noc do domu. Nikt jednak nic nie wiedział. Kobieta i Marcin K. do dziś nie chcą mówić o tych traumatycznych zdarzeniach. Dużo mówi za to telefon Marka. Wiadomo, że rozmawiał z wieloma policjantami z miejscowej komendy.
Jeszcze tego samego dnia śledczy znajdują zamknięty samochód Pomykały. Nie miał paliwa w baku. Policjanci nie za bardzo zaangażowali się w wyjaśnienie sprawy. Nikt nie przeanalizował dogłębnie materiału dowodowego, a zalew soliński, nad którym stało auto, pobieżnie sprawdzono przy użyciu łodzi motorowej.
Według Kazimierza Pomykały, policja wręcz na siłę sugerowała samobójstwo jego syna. Nie ma żadnego śledztwa w związku z jego zaginięciem. Uznali, że Marek kłócił się z żoną i nie planował przyszłości.
— To bzdura! Kochał hokej, chciał jechać z Beatą na wakacje. Planował spotkać się z wieloma kolegami. I pewnie dokończyć śledztwo – mówi po latach ojciec zamordowanego.
https://umbra-test.v-stage.pl/zabojstwo-wroclawskiej-dziennikarki-historia-martyniki-l/
Zginął, bo wiedział za dużo.
W sprawę poszukiwań Pomykały rodzina i przyjaciele zaangażowali jasnowidzów. Ci zgodnie stwierdzili, że mężczyzna został zamordowany. W 1999 roku matka zaginionego dziennikarza, Jolanta Pomykała zwraca się do prokuratury z wnioskiem o wszczęcie śledztwa. Sprawę dostaje prokurator Wiesław K. To przyjaciel Zygmunta S., który zajmował się wypadkiem przy zajeździe Pod Gruszką. Znał się też dobrze z Tadeuszem P. Razem dojeżdżali do pracy, imprezowali. Dziwnym trafem śledztwo zostaje zamiecione pod dywan. Zmowa milczenia dalej trwa.
Dopiero w 2014 roku śledztwo wznowiono. Prokuratorzy zajęli się wypadkiem Krajnika, zabójstwem Pyki i zaginięciem Pomykały. Prokuratura uznała, że te wątki są ze sobą powiązane. To celny strzał. Do wszystkiego pośrednio przyznał się były milicjant Tadeusz P. Mężczyzna opowiedział kochance, że to on, a nie jego ojciec prowadził pod wpływem alkoholu i zabił Edwarda Krajnika. Następnie zamordował Krzysztofa Pykę, bo młody milicjant chciał wyjaśnić sprawę i nie chciał podpisać protokołu z fałszywym przebiegiem zdarzeń. To samo miało spotkać Marka Pomykałę, który powoli dochodził prawdy i układał z tych klocków przebieg zdarzeń.
Szokujący przebieg zdarzeń i historia, która wpłynęła na mieszkańców Bieszczad
Chociaż prawda wyszła na jaw, to nikomu nie postawiono zarzutów. Tadeusz P. spisał swoje wspomnienia, które wykradła jego żona, Ewa P. Kobieta przekazała je m.in. Martynie Sokołowskiej, dziennikarce zaangażowanej w wyjaśnianie sprawy. Z notatek wynikało, że to były zastępca komendanta zakopał ciało Pomykały.
Sprawa okazała się wyjątkowo skomplikowana. W tuszowanie afery zaangażowano wielu funkcjonariuszy milicji, a później policji. O morderstwach wiedzieli m.in. politycy i pion wykonawczy MSW. Na pytania dziennikarzy każdy nabierał jednak wody w ustach.
Pękł dopiero P. W 2016 r. przesłał do wydawnictwa Ruthenus w Krośnie mail, w którym proponuje napisanie książki o bieszczadzkiej zmowie milczenia. Przyznaje się w nim do wszystkiego.
— Jestem emerytowanym oficerem policji. Pracowałem w Bieszczadach. Historia tych spraw jest do dnia dzisiejszego żywa i bulwersująca w tym regionie. Nastąpiło przedawnienie, więc może ujrzeć światło dzienne – pisze P. Wymienia, że w tuszowaniu wypadku pomogli mu znajomi funkcjonariusze SB, milicjanci, przedstawiciele MSW i prokuratorzy. Wydawnictwo nie zdecydowało się na książkę, ale „spowiedź” P. wyszła na światło dzienne.
Co ciekawe, Tadeusz P. znów zaczął wypierać się swoich słów. Wiele wskazuje na to, że mężczyzna się czegoś przestraszył. Ludzie w Bieszczadach dalej niechętnie rozmawiają też o zdarzeniach sprzed prawie 40 i 30 lat. Uważają, że to klątwa. Sam były milicjant został zatrzymany w 2022 r. Śledczy oficjalnie oskarżają go o wypadek i dwa zabójstwa. Uważają też, że chciał otruć swoją żonę. Nie wiadomo jednak, kto jeszcze był zaangażowany w tuszowanie tych strasznych czynów. Tadeusz P. zostanie najpewniej jedynym winnym.
Pomykała został z kolei oficjalnie uznany za zmarłego i zamordowanego. Jego rodzice nie znaleźli jednak nadal ciała syna. Matka Jolanta jest bardzo chora. Marzy jeszcze o tym, aby przed śmiercią pochować Marka tak, jak należy. Czy to jednak będzie kiedykolwiek możliwe?
Źródła:
- https://patronite.pl/post/28929/bieszczadzka-zmowa-milczenia
- https://wydarzenia.interia.pl/podkarpackie/news-trzy-zbrodnie-i-tajemniczy-list-peka-bieszczadzka-zmowa-milc,nId,6456012
- https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2022-12-10/tajemnicze-zbrodnie-w-bieszczadach-dziennikarz-interii-dawid-serafin-o-kulisach-sprawy/
- https://www.podkasty.info/katalog/podkast/7521-Tomasz_Szczepa%C5%84ski_PODCAST/Bieszczadzka_zmowa_milczenia_%93_%C5%9Bledztwo_Marka_Pomyka%C5%82y_w_sprawie_Krzysztofa_Pyki_i_Edwarda_Krajnika_Kronika_Kryminalna_Podcast