Kto z nas nie słyszał historii o Babie Jadze, która mieszkała w chatce na kurzej stopie i porywała błąkające się samotnie dzieci? Ta słowiańska legenda, oparta na prasłowiańskich wierzeniach jest po części prawdziwa. Na przełomie XIX i XX wieku w Barcelonie żyła postać, której charakterystyka idealnie oddaje życie legendarnej Baby Jagi.
Zapraszamy do lektury historii pełnej przerażających i prawdziwych opowieści o porywaniu i zabijaniu dzieci, rytuałach krwi i zabobonach, które doprowadziły do wielu ludzkich tragedii. Oto historia Baby Jagi z Barcelony – jednej z największych zbrodniarek w dziejach nowożytnego świata.
Nie mieszkała na kurzej łapce
Enriqueta Martí i Ripollés była na tamte czasy kobietą sukcesu. Urodzona w 1868 roku mieszkanka Barcelony miała firmę kosmetyczną i zaspokajała potrzeby pań (ale też panów), które chciały wyglądać coraz młodziej. To wersja oficjalna, bo tak naprawdę pani Ripollés była potworem, zabijającym i wykorzystującym dzieci wyłącznie w celach zarobkowych.
Do stolicy Katalonii przybyła w wieku nastoletnim. Od razu wiedziała, że chce zarabiać ogromne pieniądze. Na każdym kroku podkreślała, że tylko to się dla niej liczy. Zaczynała od sprzątania, ale legalna praca jej nie satysfakcjonowała. Zatrudniła się w jednym z hiszpańskich domów publicznych i prostytuowała się w knajpach, na ulicy i w portach. Nie była ekskluzywną panią do towarzystwa, a jedynie zaspokajała prymitywne potrzeby swoich klientów. Z procederu nie wyrwał jej nawet ślub z lokalnym malarzem, a małżeństwo nie przetrwało długo, ponieważ mąż dowiedział się o licznych zdradach żony.
Baba Jaga przełomów wieku nadal chciała zbić finansową fortunę, jednak jej ciało nie pozwalało na więcej. Kobieta wpadła więc na makabryczny pomysł, który wpłynął na życie i śmierć wielu osób…
Gdy dzieci płakały, ona liczyła pieniądze
Baba Jaga z Barcelony, choć już wtedy nie mogła narzekać na brak środków do wystawnego życia, przebierała się wieczorami w szmaciane ubrania i przechadzała się po ulicach stolicy Katalonii. Poszukiwała ofiar, które mogła porzucić na pastwę losu. Najczęściej jej łupem padały dzieci bezdomne, błąkające się po ulicach Barcelony. Niekiedy porywała też synów i córki tych najbiedniejszych, którzy nie mieli dachu nad głową. To, co robiła ze swoimi „łupami” jest gorsze od prasłowiańskiej legendy.
Katalońska Baba Jaga podrzucała dzieci od 3 do 14 lat bogatym biznesmenom hiszpańskim, którzy wykorzystywali je seksualnie. Jej dziecięce burdele pękały w szwach, a obrzydliwe, pedofilskie zapędy szerzyły się w XIX i XX-wiecznej (pięknej już wtedy) Barcelonie. Okrutna kobieta nie chciała jednak na tym poprzestać.
Wykorzystane, zmaltretowane i zmasakrowane maleńkie ciała, które nie wytrzymały naporu dorosłych mężczyzn, spełniających za ich pomocą obleśne fantazje seksualne służyły jej do kolejnego „biznesu”. Nawet „niedobitki”, które wracały żywe po usłudze były mordowane i przeznaczone na dalsze „przetwórstwo”. Tym razem… kosmetyczne.
Potworna Enriqueta wytapiała z ciała tłuszcz, wylewała krew i wyrywała włosy. Proszkowała do tego dziecięce kości. Te makabryczne składniki używała w produkcji kosmetyków, które stały się prawdziwym hitem wśród hiszpańskiej elity. Czy ludzie wiedzieli jakiego pochodzenia są używane przez nich środki? Tego nie wiemy, jednak pewne jest, że Baba Jaga dorobiła się ogromnej fortuny i stale bywała na salonach katalońskiego blichtru.
Kobieta zaczęła produkować też farmaceutyki z ciał dzieci, szczególnie na groźną wtedy gruźlicę. Jej straszny plan rodem z horroru skończył się 10 lutego 1912 roku. To wtedy porwała swoją ostatnią ofiarę.
To dziecko udało się uratować
Wieczorem, 10 lutego Baba Jaga znów w swoich łachmanach przechadzała się po ulicach Barcelony, szukając „składników” do mrożącej krew w żyłach produkcji. Trafiła na Teresitę Congost, która bawiła się w okolicznej dzielnicy. Ludzie już wtedy zauważyli, że dzieci znikają z ulic, stąd byli bardziej czujni i uważni. Dzięki tej czujności udało się zakończyć straszny proceder zabijania najmłodszych.
Sąsiadka Teresity dostrzegła ją w oknie jednego z mieszkań, dwa tygodnie po porwaniu. Policja dokonała natychmiastowego nalotu, uwalniając dziecko państwa Congost i jeszcze jedną, małą dziewczynkę, która siedziała z nią w mieszkaniu. Dzieci opowiedziały jak były świadkami makabrycznej zbrodni na pięcioletnim chłopcu o imieniu Pepito.
Mieszkańcy Barcelony byli wstrząśnięci. Ciężko było im się pozbierać po tym, co usłyszeli. Wieść o morderczej kobiecie, która porywała przez długi czas dzieci, zmuszając ich do nierządu i mordując ogarnęła cały region. Sami policjanci nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli w mieszkaniach Enriquety. Ten makabryczny widok musiał zostać z nimi do końca życia.
Makabryczne znaleziska policjantów
W lokalu gdzie Baba Jaga trzymała Teresitę i drugą dziewczynkę, policja znalazła torbę wypełnioną ludzkimi szczątkami. Po dokładnych oględzinach śledczy ustalili, że znajdowały się w niej dziecięce ubrania, kości małoletnich, krew, tłuszcz, włosy, a także narzędzia zbrodni.
Widok był tak obrzydliwy, że nie wszyscy funkcjonariusze byli w stanie podjąć dochodzenie. Ci bardziej odporni postanowili przeszukać pozostałe mieszkania przestępczyni.
Na pozór w każdym z mieszkań nie było nic nadzwyczajnego. Ripollés przygotowała się jednak dokładnie do swoich celów. Postawiła ściany, odgradzające magazyny ludzkich zwłok od reszty. Za działowymi murkami funkcjonariusze policji odnaleźli wiele porozrzucanych fragmentów ciał, czaszkę dziecka, małe kości od różnych ludzi… Kolejne otwierane drzwi w kolejnych mieszkaniach to kolejne makabryczne odkrycia, setki kości, hektolitry krwi, tłuszczu i pozostałości, które nie były przydatne do produkcji kosmetyków.
Policjanci szybko odkryli po co kobiecie były potrzebne dziecięce zwłoki. Znaleźli przepisy, listę klientów (również tych, którzy korzystali z seksualnych usług świadczonych przez nieletnich), eliksiry i same produkty końcowe. Wstrząsnęło ich to, że kobieta działała na zlecenie znanych bankierów, polityków, lekarzy czy biznesmenów. Z dziecięcej tragedii korzystał cały ówczesny show-biznes Katalonii. Znieczulica była chyba jeszcze gorsza od morderstw, które dokonywała Baba Jaga.
Chcieli ją wypuścić, bo zbyt wiele wiedziała
Mimo porażających dowodów, proces Baba Jagi okazał się prawdziwą farsą. Sąd nie dał wiary dowodom przygotowanym przez organy ścigania i skazał kobietę zaledwie na 11 miesięcy pozbawienia wolności. To był cios dla klasy robotniczej w Barcelonie. Elita próbowała się bronić i chronić swoją skórę, wiedząc, że skazanie Enriquety na długo może zatrząsnąć w posadach całym regionem, a być może nawet Hiszpanią.
Próba zamiecenia wszystkiego pod dywan może by się udała, gdyby nie więźniowie siedzący razem z Babą Jagą. Ci – według opowieści miejscowych – mieli ją brutalnie zamordować we współpracy ze strażnikami, którzy nie mieli zamiaru ratować potwora. Śmierć Baby Jagi została owiana jednak tajemnicą podobnie jak jej przerażające zbrodnie. Według jednej hipotezy, zamordowały ją współwięźniarki na polecenie klientów, którzy bali się, że ta wszystkich wyda. Druga hipoteza mówi o zmowie mieszkańców i strażników. Być może same więźniarki chciały też wymierzyć prawdziwą sprawiedliwość osobie, która stała za śmiercią setek dzieci. Tego nie uda się już nigdy wyjaśnić. Wiadomo, że oficjalnie Enriqueta Martí i Ripollés zmarła na nieznaną chorobę. Nigdy nie przyznała się do zarzucanych jej czynów. Tajemnice morderstw zabrała do grobu, jednak jej przeszłość jest dobrze znana w Katalonii.
Legenda głosi, że krew dzieci miał pić sam król Hiszpanii, Alfons XIII. Nikt jednak nie podjął się nawet próby wyjaśnienia tej kwestii, a prokurator zajmujący się sprawą szybko ją zamknął, przerażony dowodami i nazwiskami, którym musiałby postawić zarzuty. Czy mogła to być prawda? Patrząc na to, jak daleko sięgały macki Baby Jagi oraz jakie miała wsparcie ówczesnych elit – to możliwe. W całej sprawie zapomniano jednak o dzieciach, które cierpiały, płakały i umierały, bo bogaci chcieli się bawić, leczyć i odmładzać…
Autor: Pan Marcin Lewicki