Karolina nigdy nie lubiła wody. Obawiała się jej, nie była pewna swoich umiejętności pływackich. Mimo to jej znajomi twierdzą, że 27 maja 2007 roku weszła do Wisły i utonęła. Czy rzeczywiście 18-letnia wtedy dziewczyna zginęła, wciągnięta przez nurt rzeki? A może sprawa ta ma drugie, niewskazane dotąd dno? Sprawdźmy, co wiadomo o zaginięciu Karoliny Płatos z Radomia.
Młoda, ładna i uśmiechnięta dziewczyna często zwracała uwagę rówieśników. Podobała się innym. Zawsze sympatyczna, wesoła, pełna radości do życia. Nie było z nią żadnych problemów, a z gronem przyjaciół stanowiła zgraną paczkę. W 2008 roku miała zdawać maturę w technikum gastronomicznym w Radomiu. Niestety, nie doczekała już tego momentu.
Ta szczupła brunetka, o długich, opadających prostych włosach, ciemnych oczach i filigranowej budowie ciała zaginęła bez śladu, w tragiczną niedzielę – 27 maja.
Z tego wypadku już nigdy nie wróciła…
Rodzice bardzo się zdziwili, gdy młoda, 18-letnia Karolina oznajmiła im, że rusza nad jezioro ze znajomymi. Praktycznie nie umiała pływać, unikała wody. Nie wchodziła do dużych zbiorników. Teraz jedzie nad jezioro? Ok, była pełnoletnia, odpowiedzialna i nigdy nie sprawiała problemów. Pewnie chce towarzyszyć znajomym, opalać się. Była piękna pogoda, robiło się coraz cieplej.
Pierwotnie wszyscy mieli się udać na zalew do Domaniowa, ale z niewiadomych przyczyn – zmienili plany. Karolina wraz z kilkoma znajomymi pojechała nad Wisłę, do miejscowości Ryczwół. Towarzyszami dziewczyny były osoby jej prawie obce. Marcin był jej sąsiadem, mijali się tylko na korytarzach, mówiąc sobie cześć. Łukasza poznała w dniu wyjazdu. Okazał się być kuzynem Marcina. Z kolei z Asią Karolina miała sporadyczny kontakt, ale można powiedzieć, że dziewczyny były koleżankami.
Wypad nad Wisłę był nieodpowiedzialną decyzją. Miejsce, w które pojechali charakteryzuje się rwącym nurtem, falującym, niestabilnym dnem i mułowatym podłożem. To wszystko jest bardzo zdradliwe dla doświadczonego pływaka, a co dopiero dla osoby takiej jak Karolina. Ewentualna kąpiel nie mogła skończyć się więc dobrze.
Szczegóły wypadu nie są znane. Wiemy, że grupa poszła wykąpać się w rzece. Po chwili Karolina miała zniknąć im z oczu i przestać odpowiadać na okrzyki.
Poszukiwania, które nie przyniosły efektów
Na miejsce zostały wezwane grupy poszukiwawcze, a mama i tata Karoliny przybyli tak szybko, jak było to możliwe. Ich uwagę zwrócił fakt, że w działania zaangażowana była okoliczna drogówka. Nurkowie pojawili się dopiero wieczorem, musieli dojechać z Warszawy. Przeczesywali rzekę przez całą noc, ale skutków ich działań nie było. W ruch poszły bosaki, łodzie i wiele osób. Łącznie przeczesano dystans 10 kilometrów. W akcji brali udział także strażacy.
Czy w akcji pomogli znajomi dziewczyny? Szczegółowe zeznania Marcina, Łukasza i Joanny nie ujrzały światła dziennego. Wszyscy twierdzili z pewnością, że wspólnie weszli do wody, a chwilę później Karolina zniknęła im z oczu. Mieli daleko nie wychodzić, ale to nie wystarczyło. Wskazane przez nich miejsce było rzeczywiście płytkie, ale im dalej w głąb, tym bardziej strome stało się dno.
Według grupy poszukiwawczej potencjalni świadkowie mogli mieć rację. Woda w okolicach wskazanego przez nich punktu osiągnęła nawet 8 metrów. Dodatkowo nurt, niepewna struktura dna i dziewczyna, która nie potrafi pływać. Tragedia gotowa. Pojawia się jednak pytanie – dlaczego Karolina, która nie potrafi pływać weszła do wody? Na to pytanie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć.
Czy rzeczywiście Karolina utonęła?
Tak naprawdę rodzina Karoliny Płatos od samego początku nie wierzyła w zeznania trójki znajomych zaginionej dziewczyny. Mama, Halina, podkreśla, że zeznania każdego z nich były niespójne i mijały się w newralgicznych momentach. Nikt nie chciał też wyjaśnić jej, co tak naprawdę stało się nad Wisłą, felernego dnia. Chociaż grupy dochodzeniowe przeczesały rzekę, to kobieta podkreśla, że stało się to zdecydowanie za późno.
Nurek miał wejść do rzeki dopiero kilka godzin po zaginięciu Karoliny. Rodzina dziewczyny twierdzi też, że do poszukiwania córki zaangażowano zdecydowanie zbyt małą liczbę osób. Matka, ojciec i brat zaczęli jeździć po jasnowidzach, a w międzyczasie pojawiały się kolejne, bardzo podejrzane sytuacje.
Do rodziców zaginionej zaczęli zgłaszać się kolejni ludzie, którzy twierdzili, że ich córka wcale nie zginęła. Podobno została porwana. Do ojca Karoliny na parkingu podszedł mężczyzna, który wprost stwierdził, że dziewczyna jest w Amsterdamie. Miała być przez kilka dni przetrzymywana w domu w Radomiu, a później wywieziona do holenderskiej miejscowości. Matka zaginionej twierdzi, że 18-latka została odurzona narkotykami, a następnie porwana. Na dowód wskazuje fakt, że Joanna kilka razy zmieniała swoją wersję zdarzeń. Raz wskazywała jedno zdjęcie, gdzie dziewczyna miała wejść do wody, a kolejnego dnia inne – oddalone o 40 metrów. Według pani Haliny tego typu zeznania nie mogą być dowodem na to, że jej córka nie żyje.
Ojciec Karoliny jest z kolei zły na siebie do dziś. Mówi, że gdyby wiedział, że jadą nad Wisłę nigdy by nie puścił Karoliny. Jego córka nigdy nie kłamała, a w dobrowolną zmianę planów nie wierzy. Tak jak w całą opowieść „znajomych” dziewczyny.
Bliski nie wierzą w taki stan rzeczy, ale nie poddają się
Podkreślmy, że dno rzeki w pobliżu było przeszukiwane wielokrotnie pod kątem odszukania ciała Karoliny. W akcji uczestniczyły specjalistyczne łodzie, płetwonurkowie, zaawansowany sprzęt. Efektów jednak do dzisiaj brak. Niektóre, wskazane przez jasnowidza tereny były natomiast niemożliwe do eksploracji – z łatwością mogło dojść do kolejnej tragedii. Przez długi czas rodzina wraz ze znajomymi przeszukiwała też rzekę samodzielnie, wypytywała wędkarzy, starała się poznać prawdę o historii córki.
Ciała jednak dalej nie ma. To oznacza, że Karolina – choć szanse na to są realnie niewielkie – może żyć. 18-latka została wpisana do bazy osób zaginionych, gdyż niektóre dowody wskazują na ewentualne porwanie. Śledczy nie wykluczają takiej opcji i sprawdzają potencjalne ślady. Kontrolują też bilingi, bo dziewczyna miała odezwać się do znajomych. Ani rodzice, ani brak Karoliny nie przestają jej szukać. Działają na szeroką skalę, sprawdzają nowe tropy i przeczesują Internet. Mają nadzieję, że ich córka w końcu się odnajdzie. Przeżywają podwójną tragedię, bo nie mają dziewczyny ani żywej, ani martwej…
Na ten moment poszukiwaniami dziewczyny zajmuje się również Fundacja ITAKA, a także Fundacja im. Krzysztofa Olewnika. Ta druga organizacja alarmuje, że w Polsce regularnie dochodzi do porwań, szczególnie młodych dziewczyn. Mówi się, że dochodzi do około 1-2 porwań tygodniowo, a skala zjawiska przybiera przez ostatnie lata na sile. Być może mieszkanka Radomia również była ofiarą tego typu działań. Specjaliści podkreślają, że młode kobiety porywane są przez handlarzy, którzy sprzedają je do niemieckich i holenderskich domów publicznych. Tam pracują jako prostytutki, w warunkach urągających życiu człowieka.
Niezależnie od wszystkiego, nadal trwają poszukiwania dziewczyny. Karolina Płatos ma 161-165 centymetrów wzrostu. Gdy widziano ją ostatni raz, była szczupła i smukła. Od strony szyi ma charakterystyczną narośl, przypominającą brodawkę albo kurzajkę. Ma niewielki nos i uszy. Jeżeli dziś żyje, ma 30 lat. Byłaby pewnie spełnioną żoną i mamą. Niestety, jej historii do dziś nie udało się wyjaśnić.
Bardzo przykra historia 🙁
I jak zwykle można było bardziej przycisnąć gówniarzy ale tego nie zrobiono .Jeden z nich który tam był po jakimś czasie od zaginięcia powiesił się .