Zagadkowe zaginięcie jednej osoby wzbudza ogromną ciekawość i zainteresowanie opinii publicznej. To normalne. Historie trudne do wyjaśnienia rodzą pytania, domysły i plotki. Gdy jednak nagle znika pięcioosobowa rodzina, to mówi się o szoku. Tak właśnie było, gdy w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach, całkowicie ślad zaginął po rodzinie Bogdańskich spod Łodzi. Jaki los ich spotkał? Spróbujemy to wyjaśnić.
Policja twierdzi, że tak trudnego do wyjaśnienia zaginięcia nie było od czasów II Wojny Światowej. Opinia śledczych nie wynika znikąd. W kwietniu 2003 roku Krzysztof, Bożena, Jakub, Małgorzata i Danuta dosłownie rozpłynęli się w powietrzu…
Byli normalną rodziną, z normalnymi (wtedy) długami
Głową rodziny Bogdańskich był Krzysztof. Zawsze był inteligentnym człowiekiem, który interesował się nowoczesnymi rozwiązaniami. Założył małą firmę i sprowadzał do Polski części komputerowe z zagranicy. Jego przedsiębiorstwo rosło w siłę, a on zaczął pracować na miano osoby zamożnej. Zbudował sobie i rodzinie piękny dom i kupił samochód. Volvo S70 wzbudzało wtedy niemałe zainteresowanie, bo na parkingach dalej królowały auta rodem z PRL – Maluchy, duże Fiaty czy Polonezy.
Dzieci Krzysztofa to Małgorzata (w dniu zaginięcia miała 16 lat) i Kuba (12 lat w momencie zaginięcia). Obydwoje chodzili do dobrych, prywatnych szkół w okolicy. Gosia uczęszczała do Katolickiego Gimnazjum im. Jana Pawła II w Łodzi. Jakub uczył się w Szkole Podstawowej Towarzystwa Naukowego „Edukacja”. Na naukę w tych placówkach Krzysztof wydawał wiele, ale podkreślał, że rozwój dzieci jest najważniejszy.
Żoną Krzysztofa była Bożena, którą poznał jeszcze w technikum. W 1985 roku para wzięła ślub, a Małgorzata urodziła się dwa lata później. Kuba z kolei przyszedł na świat w 1989 roku. Najpierw cała rodzina mieszkała w centrum Łodzi, ale po sukcesach zawodowych Krzysztofa przenieśli się na działkę na Starowej Górze – dostali ją od rodziców Bożeny i szybko wybudowali piękny dom.
W oczach sąsiadów uchodzili za szczęśliwych i kochających się. Nie było między nimi otwartych nieporozumień, nie rzucali się w oczy, a do okolicznych mieszkańców odnosili się z życzliwością. Niestety, eldorado nie trwało bardzo długo. Zalew chińskich podzespołów komputerowych sprawił, że Krzysztof zarabiał na firmie coraz mniej. Kłopoty nawarstwiały się z prędkością światła, a nadziei na ratunek było coraz mniej. Długi rosły. Przedsiębiorczy Krzysztof postanowił jednak walczyć – zaczął sprzedawać pirackie oprogramowanie na rynku, na stadionie ŁKS. Wykorzystywał swoją wiedzę, aby zaimponować klientom. Nie chciał rezygnować ze wszystkich uciech, na jakie było ich stać.
Okręt tonął jednak cały czas. Bazując na swojej pomysłowości, budżecie, który jeszcze posiadali i dodatkowym kursie, Bogdańscy postanowili otworzyć własne biuro podróży. Miał im w tym pomóc kurs, na który Bożena udała się do Wrocławia – a przynajmniej tak miało właśnie być. Chcieli dać dzieciom trochę oddechu w tej trudnej sytuacji i postanowili, że kobieta zabierze je ze sobą. Krzysztof miał do nich dojechać, aby później spędzić Wielkanoc u bliskich, którzy mieszkali w Niemczech.
Ich już nie ma, zaginęli!
O swoim pomyśle Bogdańscy nie powiedzieli jednak nikomu. Teść Krzysztofa, Tadeusz dopiero po jakimś czasie odkrył, że jego córki nie ma w domu. Krzysztof dokładnie opowiedział mu jednak historię o biurze podróży i kursie, czym uspokoił ojca Bożeny. Ten nie miał powodów, by mu nie wierzyć. Znali się od lat, zawsze mieli dobry kontakt. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Z kolei sąsiedzi nie wypytywali o nieobecność kobiety i dzieci. Jeszcze w kwietniu 2003 roku, w Wielki Piątek, widzieli Krzysztofa w domu. W końcu ktoś zapytał dlaczego tak długo nie widział pozostałych członków rodziny. Mężczyzna płynnie i dokładnie wyjaśnił okoliczności wyjazdu, miał być przy tym spokojny i zrelaksowany. Dodał jeszcze, że maluje sufit na ich powrót. Nikt nie podejrzewał, że rodzina zaraz rozpłynie się i ślad po niej całkowicie zaginie.
Bogdański wyjechał przeddzień Wielkanocy. Nie wrócił jednak z rodziną po Świętach. Początkowo każdy był przekonany, że zabalowali trochę w Niemczech, udzieliła im się świąteczna atmosfera i przedłużyli wyjazd. To przecież normalne. Niepokoił jednak brak kontaktu telefonicznego ze strony Krzysztofa czy Bożeny. Gdy rodzina nie wracała przez kilka kolejnych dni, rodzice kobiety wszczęli alarm. Zadzwonili do znajomych w Niemczech. Ku rozpaczy i zdziwieniu okazało się, że Bogdańscy nigdy nie dojechali do swoich przyjaciół. W międzyczasie okazało się, że nie ma też 66-letniej Danuty, która mieszkała z rodziną w domu syna. Pięć osób zapadło się pod ziemię i nikt nie wiedział gdzie mogą być. A kolejne fakty wychodziły na światło dzienne…
Śledztwo, które zaszokowało wszystkich
Sprawę zgłoszono na policję. Funkcjonariusze powoli zaczęli odkrywać kolejne, ciemne karty z historii rodziny Bogdańskich.
Na jaw wyszło, że Krzysztof Bogdański był zapożyczony na ogromne kwoty u wszystkich znajomych, dalszych i bliższych. Co więcej, obiecywał im ogromny zysk na pożyczkach. Wykorzystując dobrą historię kredytową mężczyzna pobrał też mnóstwo kredytów w bankach. Łącznie zadłużenie Bogdańskich sięgało kilku milionów złotych. To znacznie przekraczało ich możliwości finansowe. W czasie przygotowań do wyjazdu Krzysztof miał nawet oddać swojemu mechanikowi auto za nieoddane długi. Po pewnym czasie pożyczył je na krótko i znów zwrócił. Podobno było uszkodzone. Siostra Bożeny Bogdańskiej stwierdziła z kolei, że ta zwierzała jej się z tego, że ma kłopoty. Nie miała jednak zamiaru wyjaśnić szczegółów.
Po oględzinach domu okazało się, że rodzina praktycznie nic ze sobą nie zabrała. Zniknęły telefony i paszporty (co potwierdza, że mieli zamiar wyjechać za granicę). Krzysztof wymontował też dyski twarde z komputerów. W pamiętnikach Małgorzaty śledczy znaleźli z kolei listy pisane szyfrem i wpis, w którym określiła działania ojca jako „przekroczenie granic”.
Dodajmy również, że funkcjonariusze znaleźli w domu rodziny ślady krwi. Nie udało się jednak ustalić, do kogo mogły należeć.
Co stało się z Bogdańskimi?
Najbardziej prawdopodobna jest wersja dobrowolnego zaginięcia. Rodzina chciała uciec przed długami, zabierając możliwie najwięcej gotówki ze sobą. Krzysztof miał dokładnie obmyśleć ten plan, a oburzona nim 16-letnia Małgorzata, która nie chciała rozstawać się z przyjaciółmi nazwała go właśnie „przekroczeniem granic”. Tezie tej przeczy fakt znalezienia krwi, podłączonej ładowarki do telefonu w pokoju Jakuba i leków, które musiała brać Danuta. Niektórzy twierdzą jednak, że Krzysztof specjalnie upozorował porwanie, by zmylić policjantów. Bazując na tych założeniach za rodziną wystawiono międzynarodowy list gończy. Poszukiwania jednak okazały się bezowocne.
Druga teza mówi o tym, że rodzina rzeczywiście chciała otworzyć biuro turystyczne, jednak ktoś z wierzycieli nie wytrzymał i zemścił się na Bogdańskich, porywając ich, okradając a później zabijając. Motyw jest bardzo mocny, szczególnie na przełomie wieku, gdzie problemy finansowe dotykały wielu osób.
Ostatnie założenie to zabójstwo bliskich przez Krzysztofa. Zdesperowany człowiek postanowił zakończyć byt swojej rodziny. Według tej tezy Bogdański najpierw miał pozbawić życia najbliższych, a później popełnić samobójstwo.
Pamiętajmy, że w przypadku drugiego i trzeciego założenia, problemem jest wyjaśnienie gdzie są ciała, dokumenty czy samochód bliskich. Policjanci przesłuchali wielu świadków, bazując na wszystkich, ówczesnych technikach. Rodzina i przyjaciele Bogdańskich nadal jednak liczą, że ci kiedyś wrócą do domu. Cały czas nasłuchują telefonu i mają nadzieję, że Krzysztof, Bożena lub Danuta się odezwą. Nadzieje na to są jednak bardzo mizerne. A zagadki zaginięcia rodziny Bogdańskich najpewniej już nigdy nie uda się rozwiązać…
bardzo ciekawa sytuacja. lubię ostatnio też archiwalne materiały, natrafiłam ostatnio na taki reportaż, przypadła mi do gustu taka forma https://cyfrowa.tvp.pl/video/relacje-reporterskie,do-konca,58343715
Ciekawa historia. A słyszeliście o podpalaczu w Leśmierzu? https://tiny.pl/whw43