Zaginęła kilka tygodni przed 17. urodzinami. Gdyby żyła, dziś miałaby 39 lat. Katarzyna Domeracka wyszła z domu 9 maja 2000 r. i ślad po niej zaginął. Sprawa jej zaginięcia pozostaje nierozwiązana od ponad 20 lat. Choć schwytano podejrzanego, nie usłyszał on zarzutów. Ciała Kasi nigdy nie odnaleziono, więc oficjalnie uznawana jest za zaginioną. Czy prawda w końcu ujrzy światło dzienne? A rodzina Kasi pozna odpowiedź na pytanie, co się z nią stało?
Ostatnie chwile Kasi — czemu dziewczyna zaginęła?
Katarzyna Domeracka urodziła się 23 czerwca 1983 r. Wiodła szczęśliwe życie z rodzicami. Niestety, rodzinę dotknęła tragedia. Gdy Kasia miała 10 lat, jej tata zginął w wypadku. Po śmierci męża mama Kasi znalazła nowego partnera. Rodziną zaczął opiekować się także przyjaciel ojca Kasi — znany warszawski adwokat. Dziewczyna często przebywała u dziadków, ponieważ nie miała dobrych relacji z matką i ojczymem. Uczęszczała do drugiej klasy liceum. W szkole nie miała problemów z nauką. Była lubiana, otaczała się przyjaciółmi. Miała również chłopaka Łukasza, o kilka lat starszego. Prowadziła życie normalnej nastolatki. Jednak skrywała pewien sekret. Kasia miała romans z adwokatem, przyjacielem rodziny.
9 maja 2000 r. dziewczyna wyszła z domu, mówiąc, że wybiera się ze znajomymi nad Zalew Zegrzyński. Kilka dni wcześniej przeprowadziła się do domu dziadków na Mokotowie. Miała wrócić o 22. Nie pojawiła się, ale dziadkowie pomyśleli, że pojechała do mieszkania matki na Białołęce. Rano do niej zadzwonili. Gdy okazało się, że Kasi tam nie ma, szybko zgłosili sprawę na policję. Niestety, od tamtej pory nikt jej już nie widział.
Dziewczyna dotarła nad Zalew Zegrzyński. Towarzyszyli jej kolega i koleżanka. Wspólnie rozpalili ognisko i piekli kiełbaski. Nagle, Kasia otrzymała SMS, a następnie oznajmiła znajomym, że musi już iść na spotkanie. Nie powiedziała, z kim się spotyka, ale zapewniła, że ma jak wrócić później do domu. Odeszła z plaży i nie wiadomo, co działo się dalej.
Po przesłuchaniu rodziny i znajomych Kasi podejrzenie padło na jej ojczyma. Okazało się, że jest niewinny. Zmarł kilka lat później. Podejrzewano także chłopaka dziewczyny, Łukasza. Choć pomagał śledczym, czuli oni, że nie mówi im całej prawdy. Postanowili go przycisnąć. Po trzech godzinach przesłuchania w końcu przyznał, że jest w posiadaniu pamiętnika Kasi. Z regularnych zapisków zaginionej wynikało, że miała ona romans z prawnikiem, mężczyzną w wieku jej ojca. Stał się on głównym podejrzanym. Miał motyw. Został zatrzymany, ale zarzutów nigdy mu nie postawiono. Policja zrobiła wszystko, co w jej mocy, by dojść do prawdy, jednak szanse na rozwiązanie tej sprawy od początku były nikłe. Sprawę przejęło nawet Archiwum X, ale i oni nic nie ustalili. Morderca Kasi starannie zacierał po sobie wszystkie ślady.
Pamiętnik Kasi — sekrety nastolatki wyszły na jaw
Z pamiętnika dziewczyny śledczy dowiedzieli się, że miała ona romans z przyjacielem rodziny. Znanym i szanowanym adwokatem Janem W., który opiekował się rodziną po śmierci ojca Kasi. Dziewczynka mówiła do niego wujku. Po latach, gdy dorosła, rozkochał ją w sobie, a ich relacja stała się toksyczna.
Jedna z koleżanek Kasi zeznała, że dziewczyna, mając 12-13 lat powiedziała jej o panu, który jest w jej życiu i czasem zastępuje jej ojca. Mówiła także, że jest do niego przywiązana i go kocha. Gdy dziewczynki były w 7 klasie, Kasia wyznała koleżance, że się z nim całuje. W wakacje po klasie 7 napisała liścik, gdzie przyznała się do współżycia ze starszym mężczyzną.
Z pamiętnika Kasi wynikało także, że dziewczyna czuła się omotana tą znajomością i prosiła swojego chłopaka Łukasza o pomoc w uwolnieniu się z niezdrowej relacji. Szczegółowe zapiski dziewczyny pozwoliły również ustalić, gdzie spotykała się z prawnikiem i co razem robili. Okazało się, że założył on nastolatce subkonto, na które regularnie przelewał drobne sumy pieniędzy. Adwokat nie chciał, by ta znajomość wyszła na jaw, dlatego konto sygnowane było nazwiskiem Łukasza.
Co ciekawe, w toku śledztwa wyszło na jaw, że istnieje też drugi pamiętnik. W jego posiadaniu była przyjaciółka Kasi. Dziennik dostarczył funkcjonariuszom pracującym nad sprawą kolejnych informacji na temat relacji Kasi z mecenasem. Zapisała w nim dokładne daty i adresy hoteli, w których spotykała się z mężczyzną. Na kartkach pamiętnika zaginiona wyznała, że wysyłała do żony adwokata kartki i listy, dzwoniła do niej. Chciała zdemaskować ich romans, coraz bardziej naciskała, by wybrał on między żoną a nią. Planowała go szantażować, by odszedł od żony i poświęcał jej więcej czasu. Miała żal do kochanka, że spotyka się z nią, tylko by współżyć, a potem wraca do domu. Dziewczyna czuła się skrzywdzona i wyraźnie wzbierała w niej złość. Światło dzienne ujrzało jeszcze więcej faktów. Prawnik wynajmował specjalne mieszkanie do spotkań z Kasią, a kilka dni po jej zaginięciu oddał samochód do myjni.
Informacje zawarte w pamiętnikach pchnęły śledczych do przeszukania domu i samochodu adwokata. W bagażniku znaleziono włos należący do Kasi. Na podeszwie buta mężczyzny ujawniono zaś zaschniętą plamę przypominającą krew, niestety but zaginął w drodze do laboratorium. Nigdy nie dowiemy się, czy była to krew Kasi.
I ślad po nich zaginął… Jak zniknęła pięcioosobowa rodzina Bogdańskich?
Śledztwo w martwym punkcie
W sprawie Kasi ujawniono mnóstwo poszlak, ale żadnych niezbitych dowodów. Do dziś nie wiadomo, czy żyje, została zamordowana, a może uciekła, by zacząć nowe życie. Zdeterminowani śledczy skorzystali nawet z pomocy wróżki, żeby dowiedzieć się, co spotkało Kasię. Ze sterty zdjęć wyciągnęła ona fotografię Jana W. i powiedziała, że to on zabił. Nie planował tego, zdenerwował się, uderzył dziewczynę, a gdy upadła skopał, stąd ślady krwi na bucie.
Adwokat nie przyznał się do utrzymywania kontaktów seksualnych z dziewczyną. Twierdził, że traktował ją jak córkę przyjaciela, dziecko sąsiadów. Zeznał, że ostatni raz widział Kasię 5 maja, a 9 maja, w dniu jej zaginięcia, był w sądzie i w swojej kancelarii. Wspólnik Jana W. odmówił składania zeznań. Sam podejrzany konsekwentnie odpierał oskarżenia, nawet w obliczu dowodów, jak bilingi telefoniczne. Wykazały one, że 9 maja zaginiona i adwokat kontaktowali się ze sobą. Jan W. tłumaczył, że był dla niej jak wujek i dzwoniła do niego w różnych sprawach. Co ciekawe, na bilingach odkryto także połączenie z 10 maja.
Jeden z policjantów po latach próbował porozmawiać z prawnikiem, jednak on stanowczo odciął się od tej sprawy. Matka Kasi jest przekonana o jego winie i nie może pogodzić się z tym, że pozostaje bezkarny. Śledztwo nie zostało zamknięte. Osoby posiadające jakiekolwiek informacje proszone są o kontakt z Komendą Rejonową Policji w Warszawie. Zbrodnia doskonała nie istnieje. Może po ponad 20 latach w końcu pojawi się jakiś ślad.
Ciekawe, jak prosperuje pan mecenas JACEK W.
(nazwisko takie jak pewien telewizyjny celebryta od mody Dawid…)