Mamy rok 2014. Młoda kobieta 23-letnia Sylwia K. wyprowadza się z rodzinnego domu. Nowe mieszkanie wynajmuje wraz z koleżanką. Samotna, uśmiechnięta kobieta o porcelanowej twarzy podejmuje pracę w sklepie. Jej wygląd; drobna postura, wzrost ok. 155 cm i młody wygląd twarzy powoduje, że obcy ludzie widząc jej zdjęcie mają wrażenie, iż jest to fotografia pochodząca z końca szkoły podstawowej.
W pewnym momencie w jej życiu zachodzą zmiany. Sylwia K. dowiaduje się, że jest w ciąży. Nie zmienia to jednak jej nastawienia do życia. Dalej sprawia wrażenie osoby zadowolonej. Mimo to pierwsze pytanie, które się nasuwa to kto jest ojcem dziecka, skoro Sylwia K. nie ma męża ani partnera? Fakt dotyczący ciąży udaje się długo utrzymywać tajemnicy. Przychodzi jednak moment kiedy sprawa wychodzi na jaw, a o tym, że Sylwia spodziewa się dziecka dowiaduje się rodzina oraz najbliżsi. Zaskakującym jest, że kiedy dopytują Sylwie kim jest ojciec dziecka, ta na siłę unika odpowiedzi. Nie chce kontynuować rozmów w tym zakresie, zmienia temat. Unika wszelkich prób poruszenia tematu do tego stopnia, że drastycznie ogranicza kontakty z rodziną.
Termin porodu Sylwia K. ustalony ma na koniec lipca 2016 roku, natomiast ostatni raz widziana jest pod koniec maja 2016 roku. Mimo to rodzina zgłasza zaginięcie dopiero na początku sierpnia. Tu pojawia się kolejne pytanie. Dlaczego dopiero po około dwóch miesiącach rodzina zgłasza zaginięcie młodej kobiety? Okazuje się, że w wyniku presji jaką rodzina na dziewczynie wywoływała odnośnie ujawnienia ojca Sylwia K. do tego stopnia odizolowała się od najbliższych, że dla wszystkich stało się naturalnym, iż młoda kobieta kontaktuje się z rodziną bardzo sporadycznie. Nawet współlokatorce, obcej osobie, nie wydawało się dziwnym, że Sylwia nagle zniknęła i nie daje znać: „Byłam święcie przekonana, że wróciła do domu. Była w siódmym miesiącu ciąży. Byłoby jej ciężko samej z dzieckiem- twierdziła współlokatorka. – Nie narzucałam się, bo teraz miała ważniejsze sprawy na głowie. Zresztą zawsze była skryta i nie tłumaczyła się ze swoich decyzji, a ja nie należę do ciekawskich”.
Bliscy postanowili sprawdzić, w którym szpitalu Sylwia urodziła dziecko. Gdy okazało się, że żaden z pobliskich szpitali nie odnotował w swoich rejestrach narodzin dziecka Sylwii K., nastąpiło zdziwienie i zdenerwowanie. W konsekwencji matka Sylwii zgłasza sprawę zaginięcia na Policję. Funkcjonariusze rozpoczynając swoje działania próbują ustalić, gdzie w Polsce poszukiwana Sylwia K. mogła urodzić dziecko. Za pomocą Narodowego Funduszu Zdrowia ustalono, że żaden szpital w Polsce nie zarejestrował takiej pacjentki. Ponadto wychodzi na jaw, że od maja (wtedy była widziana po raz ostatni) przestała dostarczać swojemu pracodawcy zwolnienie lekarskie.
Poszukiwania ruszają pełną parą. Informację o zaginięciu Sylwii K. udostępniają media. Policjanci biorą pod uwagę różne scenariusze, m.in. handel ludźmi. Jednak kolejne wydarzenia wydają się potwierdzać inny, przypuszczany przez Policję, motyw. Za zniknięciem poszukiwanej może stać inna osoba. Matka Sylwii K. otrzymuje od córki dramatyczne smsy: „Urodziłam Ci wnusie, ale ją sprzedałam. Nie czuje się dobrze. Nie chce aby ktokolwiek mnie szukał”, kolejny: „Nie zaginęłam. Sprzedałam córkę, bo jestem surogatką. To nie będzie mój ostatni raz, bo dzięki temu można się nieźle ustawić”. Matka nie wierzy, aby córka była zdolna do takich posunięć. Kiedy próbuje nawiązać kontakt telefoniczny z córką, jej telefon jest wyłączony. Policjanci wraz z psychologami postanawiają przeanalizować smsy, które matka otrzymywała od córki. Stawiają zaskakującą hipotezę. SMSy najprawdopodobniej nie były pisane przez Sylwie K. W związku z tym zakładają , że ktoś się podszywa pod poszukiwaną. Istotnym jest również fakt, że z konta bankowego Sylwii wypłacono wszystkie pieniądze. Niestety, zrobiono to z bankomatów, przy których nie ma monitoringu. Ponadto sprzedano również jej samochód.
Śledczy postanawiają rozpytać o Sylwie wśród jej znajomych w nadziei, że ktoś wskaże jakiś trop. W wyniku tych działań okazuje się, że poszukiwana miała romans. Kochankiem poszukiwanej jest szwagier, mąż jej siostry- Paweł S. Mężczyzna nie zwracał na siebie uwagi od samego początku. Jest on osobą raczej stonowaną. Co dziwne, mimo braku wiadomości o swojej szwagierce wraz z małżonką wyjechali do Hiszpanii na urlop. Z kolei osoby z najbliższego otoczenia wypowiadali się o nim jako o osobie spokojnej. Nie przeklinał, nie wdawał się w konflikty, nie był agresywny ani nerwowy, nie pił alkoholu, a swoją żonę poznał podczas pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Policja postanawia go zatrzymać i przesłuchać, jednak ze względu na brak dowodów Paweł S. został wypuszczony. Ta sytuacja rzuca na niego podejrzenia wśród najbliższych. Atmosfera w rodzinie robi się niezwykle napięta. Paweł S. robi się na tyle nerwowy, że postanawia odgrodzić się od teściów betonowym murem. Mężczyzna do niczego nie przyznaje się.
Nerwowe działania podejrzanego prowadzą do tego, że w listopadzie 2016 roku Paweł S. znika. Czy mężczyzna ucieka? Czy może jemu również coś się przydarzyło? A może Sylwia gdzieś na niego czeka, a on do niej dojechał? W końcu skrywali ogromną tajemnicę, która właśnie się wydała.
Okazuje się, że na chwilę przed zniknięciem Pawła S. jego pracodawca zgłosił kradzież mienia w kwocie około pół miliona złotych.
30 listopada br. Paweł S. pojawia się pod swoim domem, który obserwuje policja. Mężczyzna zostaje zatrzymany z dużą ilością gotówki pochodzącej ze sprzedaży skradzionego szefowi sprzętu. W Prokuraturze podejrzany przyznaje się do zabójstwa swojej kochanki- szwagierki Sylwii K., jednak podkreśla, iż nie planował tego. Wskazuje również miejsce ukrycia zwłok.
PRZEBIEG ZDARZENIA:
Kiedy Pawłowi S. urodziło się pierwsze dziecko, Sylwia chciała pomóc siostrze i w związku z tym dość często opiekowała się siostrzenicą. W ten sposób nawiązał się romans. Rodzice Pawła S. dostrzegli tą niepokojącą relację jednak mężczyzna, po wybuchu ogromnej awantury obiecał, że zakończy romans. Błagał swoją żonę na kolanach o wybaczenie. Prawdopodobnie ta sytuacja była powodem wyprowadzki Sylwii z rodzinnego domu. Niestety, mimo dotychczasowych zdarzeń para kochanków nie zakończyła romansu, co spowodowało, że pod koniec 2015 roku Sylwia K. zaszła z Pawłem w ciążę. Mężczyzna obiecywał, że zostawi Beatę- swoją żonę. Jak można podejrzewać jedynie symulował swoją wspólną przyszłość z Sylwią K. chcąc się wyprowadzić i wspólnie zamieszkać. Razem z kochanką wynajął mieszkanie i je umeblował. Sylwia rozpoczęła już nawet przeprowadzkę co wprowadziło w błąd współlokatorkę, która była przekonana, że koleżanka wraca do rodzinnego domu jako ciężarna kobieta, której trzeba pomóc. Wynajęte mieszkanie było najprawdopodobniej elementem planowanego działania Pawła S. Miało ono na celu posiadanie alibi dla niego w razie kłopotów. Mężczyzna w między czasie wysyłał smsy do matki zamordowanej Sylwii celem zmylenia tropu śledczych. Wypłacił również pieniądze z konta Sylwii, sprzedał jej samochód i laptopa, a prywatne dokumenty spalił. Następnie okradł szefa i postanowił uciec.
Paweł zamordował Sylwię w maju 2016 roku, proponując jej wspólny wyjazd, celem którego było wspólne oglądanie gwieździstego nieba. Zasugerował kobiecie, że „z nasypu będzie lepiej widać. Wyjdą lepsze zdjęcia”. Na miejscu zaczęli się sprzeczać, ponieważ Sylwia chciała ujawnić swój romans. W wyniku awantury Paweł S. zepchnął kobietę z 15 metrowej skarpy. Następnie zbiegł w dół, chwycił cegłę i kilka razy uderzył ją w głowę. Potem zaciągnął ją do samochodu i odjechał. Po ujechaniu niewielkiego odcinka drogi zatrzymał się i chcąc mieć pewność, że Sylwia nie żyje wbił nóż w szyję kobiety, która nosiła w brzuchu jego nienarodzone dziecko. Jak się później okazało ani ciosy cegłą, ani ciosy zadane nożem nie były śmiertelne. Kobieta zmarła w 30stym tygodniu ciąży, krztusząc się własną krwią. Przez kolejne dni Paweł S. jeździł samochodem, w którym przetrzymywał w bagażniku zwłoki swojej szwagierki. Samochodem poruszał się jak każdego dnia. Po kilku dniach pojechał do lasu, wykopał rów i wrzucił tam ciało Sylwii K. Zasypaną ziemię polał wybielaczem, tak aby zwierzyna nie rozkopała tego miejsca. Mężczyzna wypierał się celowości swojego działania, co więcej twierdził, że Sylwia zginęła przypadkiem bo sama spadła ze skarpy, a ciało zakopał, ponieważ bał się, że odpowiedzialność za jej śmierć spadnie na niego. Ujawnione w wyniku sekcji zwłok, rany kute i uderzane obalały jego wersję wydarzeń. Ponadto, badania DNA potwierdziły, że Paweł S. był ojcem nienarodzonego dziecka. Kiedy w marcu 2018 roku został on doprowadzony do sądu, gdzie brał udział w procesie cywilnym, który nie dotyczył sprawy zabójstwa Sylwii K., dopuścił się próby ucieczki z rąk policji. Wykorzystał nieuwagę mundurowych i skuty kajdankami uciekł z budynku. Po chwili jednak udał się mężczyznę złapać.
Psychiatrzy orzekli, że w momencie zbrodni Paweł S. był poczytalny. Sąd skazał go na dożywotni wyrok więzienia, 8 lat pozbawienia praw publicznych oraz zapłatę na rzecz każdego z rodziców Sylwii K. po 250 tys. zł. Mężczyzna został również skazany za inne przestępstwa m. in. przywłaszczenia rzeczy zmarłej i mienia należącego do jego pracodawcy.