Dieter Przewdzing rządził Zdzieszowicami 40 lat. Cieszył się zaufaniem mieszkańców, wygrywając kolejne wybory od 1990 roku. Choć rywale stąpali mu po piętach, to rządził niewielkim miastem w województwie opolskim do samej śmierci. Został brutalnie zamordowany 18 lutego 2014 roku. Sprawca do dziś nie jest znany.
Przewdzing to polityk reprezentujący Mniejszość Niemiecką. Ta ma w Zdzieszowicach wiele do powiedzenia, ale nie ma się co temu dziwić – wielu mieszkańców miasteczka ma niemieckie korzenie. Choć niektóre decyzje samorządowca były kontrowersyjne, to jego zabójstwo zaszokowało opinię publiczną w całej Polsce.
Kim był Dieter Przewdzing?
Burmistrz Zdzieszowic urodził się w niemieckiej rodzinie, we wsi Annengrund, dokładnie 24 lutego 1944 roku. Dziś tereny Polskie, tedy było to jeszcze terytorium Niemiec. Zaraz po wojnie wieś przeszła pod jurysdykcję władz PRL i zmieniła nazwę na Rozwadza. Rodzina zdecydowała się zostać w Polsce, gdyż na Opolszczyźnie nadal było wielu obywateli Niemiec.
Szybko zasymilowali się z resztą społeczności, a młody Dieter czuł się bardziej Polakiem niż Niemcem. Był technikiem mechanikiem i pracował w Kędzierzynie-Koźlu. Przy okazji zaangażował się politycznie, co pozwoliło mu zostać sekretarzem Zdzieszowic. To jednak nie koniec, ponieważ dalej przejął funkcję naczelnika, a następnie burmistrza tego miasta i tak rządził nim aż do śmierci.
Chciał autonomii, miał wielu wrogów
Nie ma co ukrywać, że z powodu komunistycznej przeszłości i kontrowersyjnych poglądów, które wygłaszał Dieter Przewdzing nie cieszył się sympatią polskiej prawicy. Jego przeciwnicy uważali, że chciał autonomii gospodarczej Śląska, zarzucano mu separatystyczne poglądy i chęć odcięcia się regionu od Polski. Często współpracował z Ruchem Autonomii Śląska, choć oficjalnie nigdy nie głosił poglądów secesyjnych.
Oczywiście, patrząc przez pryzmat czasów komunistycznych, nie miał idealnego życiorysu. Jak wyżej wspomnieliśmy, w Zdzieszowicach tak naprawdę zaczął rządzić od 1976 roku – z nadania władz komunistycznych. Należał do ORMO i PZPR. Przeciwnicy polityczni wypominali mu przeszłość przy każdej możliwej okazji, a już zawsze przy wyborach. Z drugiej strony uważano go za naprawdę świetnego zarządcę. Miasto osiągało świetne wyniki finansowe, a perspektywy na rozwój były coraz lepsze.
Przewdzing zaczął domagać się większego udziału samorządów w podatkach. Choć polityczni oponenci uznali to za wezwanie do gospodarczego odcięcia się Śląska, to jego pomysł miał wielu zwolenników również w innych częściach kraju – a szczególnie w województwie opolskim. Pomysł ten stał się punktem zapalnym wielu konfliktów, a niektórzy uważają, że również przyczynił się do tragicznej śmierci polityka.
Przygotowywał się do 70-tych urodzin, nie dane było mu ich świętować
18 lutego Dieter Przewdzing miał obchodzić 70te urodziny. Chciał, żeby uroczystość stała się również świętem mieszkańców. Bardzo zaangażował się w obchody i planował wiele atrakcji. Mieszkający w Krępnej (wieś pod Zdzieszowicami) burmistrz był widziany przez mieszkańców około godziny 18:00. Jak podkreślali świadkowie, którzy jako ostatni widzieli go żywego – miał radość w oczach i cieszył się na myśl o wspólnym świętowaniu.
Ostatnie znaki życia dał o 18:38. To wtedy kontaktował się ze znajomym, który miał polecić mu zespół muzyczny na urodziny. O 18:50 i 19:12 jego telefon już milczał. To najpewniej wtedy w domu Przewdzinga rozegrały się iście dantejskie sceny, które przywodzą na myśl najbardziej brutalne horrory.
Zabójca podciął politykowi gardło. Zrobił to doskonale przygotowanym narzędziem i jednym cięciem. Wcześniej ogłuszył polityka, uderzając go kilkukrotnie w głowę. Zawlókł bezbronnego Przewdzinga przeciągnął do sypialni i wrzucił między ścianę, a łóżko.
Był profesjonalistą, bo doskonale przerwał wszystkie włókna tętnicy, czym de facto skazał samorządowca na śmierć. To jednak nie wszystko. Intensywnie krwawiący burmistrz Zdzieszowic otrzymał kolejne rany kłute. Morderca błyskawicznie oddalił się z miejsca zdarzenia, a Przewdzing próbował zatamować krwawiącą tętnicę koszulką i wezwać pomoc.
Około godziny 20:00 jeszcze żyjącego burmistrza znalazł jego przyjaciel z Katowic. Niestety, był już zbyt słaby, żeby powiedzieć kto mu to zrobił, a przyjazdu karetki już nie dożył. Zmarł kilka minut po godzinie 20:00.
– Podjechałem pod dom Dietera – mówiła dziennikarzom osoba, która znalazła go martwego na podłodze w domu. – Zauważyłem, że pali się światło. Zapukałem do okna i mówiłem, żeby wyszedł na zewnątrz. Wróciłem po telefon do auta i podszedłem do drzwi. Okazało się, że te były otwarte, a na podłodze są ślady krwi. Pojedyncze krople. Im dalej w głąb domu szedłem, tym krwi było więcej. Wtedy znalazłem krwawiącego Przewdzinga.
Rozpoczęło się niewyjaśnione śledztwo
Sprawa szybko rozniosła się po całej Polsce – wielu sprzymierzeńców burmistrza od razu założyło mord na tle politycznym. Ruch Autonomii Śląska oraz inne organizacje, z którymi współpracował Dieter Przewdzing apelowały jednak o spokój. Motywy zbrodni nie były bowiem tak jasne, jak mogłoby się w pierwszej wersji wydawać.
Lokalne media i policja uwzględniała trzy scenariusze. Pierwszy z nich zakładał tradycyjny motyw rabunkowy. Burmistrz Przewdzing był dość zamożną osobą. Posiadał znane w regionie Ranczo Kanada. Co jednak zagadkowe, nic z miejsca zdarzenia nie zniknęło. Śledczy uznają jednak, że ofiara znała mordercę – wpuściła go bowiem do domu, a sekcja zwłok nie wykazała śladów obrony.
Podobne zdarzenie miało miejsce kilka tygodni po morderstwie burmistrza. Tym samym na mieszkańców padł blady strach. W Zdzieszowicach doszło do dwóch kolejnych zbrodni, których ofiarą padł starszy mężczyzna i starsza kobieta. Obydwoje zostali zabici podobnie jak Przewdzing – we własnym domu. Pierwsza ofiara miała ciężkie obrażenia głowy, natomiast druga – rany zadane nożem. Sprawcy żadnego z tych zdarzeń nie udało się jednak zidentyfikować.
Trzecia z nich to motyw polityczny. Jak już wspominaliśmy, mężczyzna miał wielu wrogów na tle narodowościowym. Był mocno kontrowersyjną osobą i oskarżał samorząd warszawski o grabienie mniejszych samorządów poprzez podbieranie im przedsiębiorców, co wpływało na budżety miast i miasteczek. Policja nie wyklucza, że do zbrodni dopuścił się fanatyk polityczny. Mieszkańcy twierdzą też, że mogło być to morderstwo na zlecenie, którą zlecili przeciwnicy burmistrza – polityczni lub biznesowi.
Śledztwo umorzone, dowodów brak
Po czterech latach prokuratura oficjalnie umorzyła śledztwo. Wskazywano na brak dowodów, które mogą wskazać faktycznego zabójcę. W aktach sprawy przewija się jeszcze wersja nie do końca jasnych interesów Przewdzinga – podobno miał on udzielać pożyczek biznesmenom z Ukrainy i Białorusi. Nigdy jednak tych ustaleń nie potwierdzono.
Do dziś Zdzieszowicami rządzi jego zastępczyni, Sybila Zimerman. Mieszkańcy – mimo upływu lat – pamiętają o swoim zabitym włodarzu. Organizują biegi ku jego czci w rocznicę śmierci, odśpiewują pieśni, palą kwiaty i znicze. Wśród nich jest zarówno wielu przyjaciół i znajomych Dietera Przewdzinga, jak i osób postronnych.
Wszyscy cały czas zastanawiają się, czy kiedykolwiek uda się znaleźć prawdziwego zabójcę byłego burmistrza Zdzieszowic. Praktycznie wszyscy chcieliby też, aby prawda ujrzała światło dzienne, a rzeczywiste powody mordu wyjaśnione. Tylko to jest w stanie naprawdę uspokoić mieszkańców tej opolskiej miejscowości.