Nauczycielka lubiana przez uczniów zabija jednego z nich. Ta zbrodnia wstrząsnęła całą Polską. Dlaczego szanowany pedagog stał się mordercą? W tle tej sprawy pojawia się nieszczęśliwy romans i chęć zemsty zranionej kochanki. Niestety, ofiarą padło niewinne dziecko. Co tak naprawdę wydarzyło się w Czarnej Białostockiej? Czy śmierci małego chłopca można było uniknąć?
Błędy dorosłych — kulisy zbrodni
Czarna Białostocka to spokojne miasteczko w województwie podlaskim. To tu urodziła się i dorastała Mariola M. Kobieta poszła w ślady rodziców i została nauczycielką. Była lubiana wśród uczniów, którzy nazywali ją „najfajniejszą nauczycielką w szkole”. Cenili ją także współpracownicy. Poświęciła swoje życie pracy zawodowej, lata mijały, a jej coraz bardziej doskwierała samotność. Kobieta zaniedbała życie towarzyskie i uczuciowe, całkowicie oddając się pracy. Jej los odmienił się w 1997 r., gdy to, podczas szkolnych zajęć sportowych, poznała lokalnego przedsiębiorcę Jerzego P. Mężczyzna miał żonę i trójkę dzieci, jedno z nich uczyło się w szkole Marioli. Był także przewodniczącym Rady Rodziców, więc mieli wiele okazji, by się widywać. Ich relacja szybko przerodziła się w namiętny romans, a Mariola zupełnie się w nim zatraciła. 34-letnia kobieta była przekonana, że wreszcie spotkała prawdziwą miłość i odnalazła szczęście.
7-letni Piotruś był najmłodszym dzieckiem Jerzego P., oczkiem w głowie ojca. Uczęszczał do pierwszej klasy szkoły podstawowej, gdzie pracowała Mariola M. Dobrze się uczył, nie sprawiał problemów, a jego pasją było układanie puzzli. Romans nauczycielki z jego ojcem szybko wyszedł na jaw i stał się tematem plotek, co wystawiło ich relację na próbę. Lokalna społeczność napiętnowała parę. Mariola z lubianej nauczycielki stała się wrogiem całego miasteczka. Otrzymywała listy z pogróżkami i głuche telefony, ale nie chciała przerywać romansu. Kochała tak mocno, że nawet wulgarne zaczepki czy napisy na drzwiach nie były w stanie jej zniechęcić. Nawet pod wpływem nacisków własnych rodziców nie zrezygnowała z kochanka. Żona Jerzego, choć wiedziała o zdradach męża, pozostała przy nim z uwagi na dziecko. Jerzy obiecywał Marioli, że gdy tylko chłopiec podrośnie, zostawi żonę i będą mogli być razem i rozpocząć wspólne życie. Kobieta latami cierpliwie znosiła wszechobecne szykany, bo wierzyła, że mężczyzna naprawdę ją kocha.
Wreszcie, w 2001 r., po czterech latach romansu obietnice Jerzego okazały się kłamstwem. Zakończył on relację z Mariolą. Jej świat legł w gruzach i zaczęła błagać kochanka, by jej nie zostawiał. On jednak chciał zamknąć ten etap życia i odbudować relacje z rodziną. Zrozpaczona Mariola podupadła na zdrowiu psychicznym. Zaniedbywała pracę, wycofała się, a w końcu dwukrotnie podjęła próbę samobójczą. Jej depresja z dnia na dzień pogłębiała się, kobieta nieustannie analizowała powody rozstania, próbując poznać jego przyczynę i odzyskać kochanka. W końcu doszła do wniosku, że największą przeszkodą na drodze do jej miłości jest syn Jerzego, Piotruś. Odwiedziła, więc chłopca w szkole i zwabiła go do gabinetu lekarskiego. Następnie, zamknęła się z nim w pomieszczeniu, a po chwili słychać było stamtąd odgłosy kłótni i uderzeń. Kobieta rzuciła się na chłopca i wielokrotnie dźgała go nożem.
Dziecko próbowało się bronić, uciekało, ale w starciu z dorosłym było bezbronne. Kobieta dalej, w szale, zadawała mu kolejne ciosy, głównie w górne części ciała. Świadkowie dostrzegli krew pod drzwiami gabinetu, w związku z tym usilnie starali się dostać do środka. Drzwi wyważył nauczyciel WF-u. Oczom zebranych ukazał się poraniony chłopiec skulony w kałuży krwi. Mariola wykorzystała zamieszanie i uciekła. Piotruś wciąż oddychał, ale wykrwawił się przed przyjazdem ambulansu. Do szkoły przyjechała także policja, uczniów ewakuowano i wezwano rodziców. Brutalne morderstwo chłopca sparaliżowało strachem wszystkich mieszkańców Czarnej Białostockiej, bali się zbiegłej morderczyni. Z czasem strach przerodził się we wściekłość, lokalna społeczność pragnęła, by morderczynię dosięgła sprawiedliwość.
Zabiła dla miłości — proces Marioli M.
25 kwietnia 2001 r. na zawsze zapisał się w pamięci mieszkańców Czarnej Białostockiej. To właśnie tego dnia Mariola M., niegdyś szanowana nauczycielka, zamordowała byłego ucznia, syna swojego kochanka. Zabiła, bo uważała dziecko za przeszkodę, powód rozpadu jej relacji z ukochanym mężczyzną. Odebrała życie, bo liczyła, że w ten sposób odzyska utraconą miłość. Po dokonaniu zbrodni uciekła i ukryła się poza miastem. W jej poszukiwania zaangażowano około 200 policjantów. Wysłano za nią list gończy, a jej rysopis pojawił się w prasie. Kobietę odnaleziono w nocy z 26 na 27 kwietnia 2001 r. Początkowo ukrywała się w Puszczy Knyszyńskiej, a następnie dotarła w okolice zakonu w Markach pod Warszawą. Stamtąd zadzwoniła do siostry i przyznała się do zamordowania dziecka. Nie wiedziała, co robić dalej, oddać się w ręce policji czy popełnić samobójstwo. Zdecydowała się ujawnić swoją lokalizację. Została aresztowana i przyznała się do winy.
Sekcja zwłok zabitego chłopca wykazała, że zmarł on wskutek wykrwawienia. Nie miał szans na przeżycie. Oskarżona tłumaczyła, że nie chciała go zabić, działała w emocjach, a chłopiec ją zdenerwował. Usłyszała zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem z motywów zasługujących na szczególne potępienie. Mariolę poddano badaniom psychiatrycznym, które potwierdziły, że była w pełni poczytalna, kiedy zabijała. W całej tej historii niewinne dziecko odegrało rolę narzędzia, za pomocą którego zraniona kochanka chciała odegrać się na nieodpowiedzialnym ukochanym.
Mariola M. była szanowanym pedagogiem, lubianym przez uczniów. Jednak, podczas przesłuchiwania jej byłych uczniów wyszło na jaw, że mogła ona stosować wobec nich przemoc fizyczną. Zeznawali oni, że kobieta budziła respekt, robiła wrażenie srogiej. Czy to możliwe, że od początku miała w sobie pierwiastek zła, którego nikt nie zauważył? Nie wiadomo, czy do zbrodni pchnęły ją psychopatyczne skłonności napędzane nieszczęśliwą miłością, czy też dokładnie zaplanowała zbrodnię i od początku wiedziała, że chłopiec nie przeżyje ich spotkania. Nieznany pozostaje również dokładny motyw. Czy była nim chęć usunięcia przeszkody, zemsta na byłym kochanku, a może morderstwo w afekcie? Z jej zapisków wiemy jedynie, że postrzegała chłopca jako odpowiedzialnego za rozpad jej relacji, wiedziała, że jest on oczkiem w głowie ojca, a jego śmierć dotkliwie, by go zraniła oraz planowała ucieczkę, wypłacając wszystkie swoje oszczędności.
15 lutego 2002 r. Mariola M. została skazana na 25 lat więzienia. Sąd odrzucił opinię biegłego, jakoby kobieta działała w afekcie. Uznał, że działała z pełną świadomością swoich czynów. Oskarżona nie okazała skruchy, a podczas procesu jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Najwyższą karę za nieszczęśliwy romans poniósł także ojciec chłopca, stracił wszystko, co było mu najdroższe. Upamiętnił on syna, umieszczając na szkole, w której doszło do zbrodni pamiątkową tablicę. Niestety, została usunięta, bowiem rodzice nie chcieli, by ich dzieci w drodze do szkoły wspominały koszmar, który się w niej rozegrał. Tablica spoczęła na nagrobku zamordowanego chłopca, ale brutalna zbrodnia i tak na zawsze wpisała się w historię Czarnej Białostockiej.