Niewyjaśnione zbrodnie budzą dwojakie uczucia. Z jednej strony, budzą poczucie irytacji oraz bezradności głównie ze względu na to, że są to zbrodnie zazwyczaj od kilku lub kilkunastu lat niewyjaśnione, z drugiej zaś strony nadal dają nadzieję na wyjaśnienie zdarzenia. Szansę na rozwiązanie sprawy dają najnowsze możliwości w kryminalistyce, a także skuteczność działania policyjnego wydziału Archiwum X, specjalizującego się w badaniu niewyjaśnionych zbrodni sprzed lat, które zostały odłożone na „półkę”.
Skomplikowane losy Państwa Wójtowicz
80-letnia Katarzyna Wójtowicz oraz 75-letni Mieczysław Wójtowicz mieszkali w Gdyni przy ul. Rybińskiego, w dzielnicy Chylonia. Mimo, że para w przeszłości była małżeństwem, przed kilkoma laty rozwiedli się. Niemniej jednak, cały czas mieszkali razem. W grudniu ‘97 roku Pani Katarzyna miała wypadek, w wyniku którego jej mobilność została ograniczona. Pan Mieczysław również nie należał już do najsprawniejszych, a dom przy ul. Rybińskiego, w którym mieszkali, mimo niewielkiej powierzchni wymagał bieżącej pielęgnacji. Dla ludzi w tym wieku, posiadających różnego rodzaju schorzenia, skoszenie trawy, posprzątanie czy ogrzanie domu ma prawo być kłopotliwe.
Państwo Wójtowicz, z tylko sobie znanych powodów, nie byli zbyt towarzyscy i nie utrzymywali kontaktów z sąsiadami. Ponadto, okoliczni mieszkańcy mieli o nich opinie małżeństwa niezbyt zamożnego. Odmienne stanowisko prezentowała najbliższa rodzina. Członkowie rodziny sądzili, że Pani Katarzyna oraz Pan Mieczysław byli osobami majętnymi.
W poszukiwaniu motywu zbrodni
Zarówno Pani Katarzyna Wójtowicz, jak i Pan Mieczysław Wójtowicz zdawali sobie sprawę ze swoich ograniczeń. Wiedzieli, że potrzebują pomocy bliskich w czynnościach życia codziennego, takich jak zakupy czy sprzątanie domu. Na szczęście w tych obowiązkach wyręczani byli przez siostrzenice. Para zastanawiała się jak ułatwić sobie swoje leciwe lata. I tak, Pani Katarzyna doszła do wniosku, że najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby sporządzić akt notarialny, w którym para zdecyduje się przekazać w formie darowizny swój dom komuś z najbliższej rodziny w zamian za dożywotnią opiekę. Z kolei Pan Mieczysław marzył o mieszkaniu w bloku, które nie będzie wymagało od niego jakiegoś ogromnego zaangażowania. Obydwoje poczynili kroki, każdy ku swoim planom. Pani Katarzyna z racji, że nie mogła wychodzić z domu ze względu na swój stan zdrowia obdzwoniła najbliższą rodzinę proponując im spotkanie, na którym chciała przedstawić swoje plany. Z kolei Pan Mieczysław w ’98 roku zamieścił w lokalnej prasie dwa ogłoszenia o sprzedaży domu. Na anons Pana Mieczysława zaczęli odpowiadać zainteresowani. Temat sprzedaży domu był na tyle zaawansowany, że znalazł się kupiec, z którym sporządzono umowę transakcji. Niestety jednak mimo zawartej umowy Pan Mieczysław po namyśle zerwał jej ustalenia i odstąpił od sprzedaży nieruchomości przy ul. Rybińskiego. Niemniej jednak, jeszcze tego samego roku mężczyzna sprzedał swojego poloneza oraz zlikwidował kilka rachunków bankowych. Jak na ówczesne czasy, mężczyzna zgromadził dużą kwotę pieniędzy, około 50 tysięcy złotych.
Kto zabił ?
W niedzielę, która przypadła na 23 sierpnia 1998 roku do drzwi Państwa Wójtowicz zapukały siostrzenice, które regularnie pojawiały się w domu przy ul. Rybińskiego. Niestety, drzwi nikt nie otwierał, a na podwórku nikogo nie było widać. Wydawało się to dziwne, ponieważ siostrzenice doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że Pani Katarzyna z domu praktycznie nie wychodziła, podobnie jak Pan Mieczysław, który niezbyt często przekraczał granicę swojego podwórka. Siostrzenice zaniepokoiły się na tyle, że postanowiły zawiadomić policję. Wspólnie otworzyli drzwi do domu, gdzie znaleziono zwłoki obojga emerytów. Zawinięte w prześcieradła ciała zostały ujawnione w piwnicy. Wstępne czynności funkcjonariuszy policji wykazały jednak, że do zabójstwa doszło w kuchni.
W związku z zaistniałą sytuacją przeprowadzono oględziny i sekcję zwłok. W ich wyniku ustalono, że Pan Mieczysław miał masywny obrzęk płuc oraz ostre rozdęcie. Podobne wyniki dotyczyły Pani Katarzyny, która również miała obrzęk płuc. W ocenie biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej oboje zmarli w sposób nagły i gwałtowny, a śmierć nastąpiła poprzez zamknięcie dróg oddechowych miękkim przedmiotem, najprawdopodobniej poduszką.
Zaznaczyć należy, że z domu Państwa Wójtowiczów nic nie zginęło.
Niestety, 31 grudnia 1998 roku sprawa została umorzona, co nie oznacza, że policja przestała się interesować tym tematem. Konstrukcja obowiązujących przepisów karnych powoduje, że po 30 latach sprawa podwójnego morderstwa na Gdyńskiej Chylonie ulegnie przedawnieniu.
Analiza sytuacji
Pani Katarzyna w grudniu 1997 roku ulega wypadkowi, który drastycznie ogranicza jej mobilność. Para uzyskuje pomoc od najbliższej rodziny. Wspólnie dochodzą do wniosku, że muszą w jakiś sposób zorganizować sobie przyszłe lata życia. Pani Katarzyna proponuje spisać darowiznę na wybranego członka rodziny, który zagwarantuje im dożywotnią opiekę. Z kolei Pan Mieczysław planuje sprzedać dom przy ul. Rybińskiego, a za uzyskane pieniądze kupić mieszkanie w bloku. Transakcja dochodzi do skutku, jednak mimo zawarcia umowy sprzedaży domu Pan Mieczysław rezygnuje i anuluje umowę. Zaraz po tym sprzedaje samochód oraz wypłaca swoje oszczędności z kont bankowych, co daje mu ogromną kwotę, 50 tysięcy złotych. Wydarzenia te mają miejsce w okresie wakacyjnym, a 23 sierpnia zostają znalezione zwłoki.
Z drugiej strony Państwo Wójtowicz byli osobami skrytymi, nie zapraszali nikogo do siebie oraz nie utrzymywali kontaktów nawet z najbliższymi sąsiadami.
Analizując kto mógłby być sprawcą należy zwrócić uwagę na brak przygotowania do zbrodni. Fakt, że sprawca udusił swoje ofiary (najprawdopodobniej poduszką) może świadczyć o tym, że był nieprzygotowany. Czy sprawca wiedział, że starsi ludzi ze względu na stan zdrowia są praktycznie bezradni? Skoro byli osobami skrytymi to nikt ich nie odwiedzał i nie wiedział co się u nich dzieje. Z drugiej jednak strony ostrożność i przezorność małżeństwa pozwala przyjąć, że nikogo nieznajomego sami by nie wpuścili. W mieszkaniu nic nie zginęło, więc czy przyjęcie motywu rabunkowego jest słuszne? Może jednak nie chodziło o rabunek, a motywacja sprawcy była zupełnie inna?