W 1925 roku na terenie ówczesnego Breslau (dziś Wrocławia) doszło do zdarzenia, które wstrząsnęło światem. Znany i ceniony profesor Felix Rosen zginął od kul pistoletu. Jego śmierci nigdy nie udało się wyjaśnić. Niemiecki naukowiec zabrał też do grobu wiele tajemnic, a wśród nich te dotyczące wyuzdanych orgii…
Urodzony w 1863 roku Rosen był cenionym naukowcem. Pochodził z dyplomatycznej rodziny. Jego ojciec był konsulem dyplomatycznym, a brat pełnił przez chwilę funkcję Ministra Spraw Zagranicznych Niemiec. Sam został profesorem botaniki, zajmując się mikologią i morfologią roślin. Jak to możliwe, że ceniony i uznany naukowiec miał mroczną twarz, która ukazała się światu dopiero po jego brutalnej śmierci?
Kim był Felix Rosen?
Żeby dobrze uzmysłowić jakim szokiem była śmierć naukowca i dlaczego ujawnione później fakty z jego życia zmroziły opinię publiczną, musimy przedstawić jego sylwetkę. Wspominaliśmy już o tym, że pochodził z cenionej rodziny. Sam jednak również pracował na swoja markę.
Student Felix kształcił się na cenionych uniwersytetach w Bonn, Detmold i Bazylei. Podróżował wraz z rodziną po Europie, poznając kulturę różnych krajów. Na stałe w Breslau osiedlił się w 1891 roku, zatrudniając się na stanowisku asystenta w Instytucie Fizjologii Roślin na Uniwersytecie w Breslau. Nie zagrzał tam jednak długo miejsca, bo zatrudniający go szef instytutu zmarł, a z kolejnym nie mógł dojść do porozumienia. W 1899 roku opuścił więc miasto i zajął się badaniami naukowymi.
Będąc w Abisynii wydał trzy naukowe publikacje. W 1905 roku wrócił do miasta, by zostać profesorem na uczelni i zająć się karierą. W 1906 roku mianowano go na dyrektora Instytutu Fizjologii Roślin. Najsłynniejszą z jego prac było opracowanie – wraz z prof. Theodorem Schube – koncepcji ogrodów historycznych, w tym renesansowego ogrodu Laurentiusa Scholza. Wykłady profesora Rosena stały się znane na całym świecie, a on uchodził za jednego z najlepszych botaników ówczesnych lat.
Nie jest więc zaskoczeniem, że o śmierci naukowca informowały media w Londynie, Nowym Jorku, Miami czy Berlinie. Później brytyjski Times określił jego historię mianem Dr Jekyll i Mr Hyde. Czytelnicy mogli się przekonać, że życiorys cenionego profesora wcale nie był usłany różami.
Dwa ciała, brak podejrzanych…
9 sierpnia 1925 r. policjanci z przerażeniem odkryli, że w uniwersyteckiej willi profesora Rosena leżą dwa, zmasakrowane ciała. Jedno z nich należało do 62-letniego naukowca. Niemiecki nauczyciel akademicki miał ranę postrzałową w sercu i zniekształconą od postrzału głowę. W budynku leżały również zwłoki Augusta Stocka – stróża, którego zaginięcie dzień wcześniej zgłosiła rodzina. Ten z kolei miał potężnie rozbitą część czaszki. Jakby tego było mało, za oknem wisiał zwinięty na szybko sznur z prześcieradła.
Policjanci przystąpili do oględzin domu. Znaleziono narzędzie zbrodni – zakrwawiony młotek, którym rozbito głowę Stocka oraz pudełko z nabojami i pończochę, która najpewniej pełniła rolę maski. W szopie dla królików siedziała z kolei wystraszona gosposia – pani Neumann. To właśnie ona była pierwszą podejrzaną. Na początku kobieta twierdziła, że natychmiast zemdlała, później, że uciekła brawurowo po linie z prześcieradła. Choć nie jest pewne czy to rzeczywiście ona dokonała makabrycznej zbrodni, to jej zeznania położyły cień na historii Felixa Rosena…
Wyuzdany erotoman o sadystycznych skłonnościach
Szybko wyszły na jaw sekrety, których Rosen z pewnością nie chciał ujawnić. Okazało się, że przestraszona gosposia 20 lat wcześniej była prostytutką, przygarniętą przez profesora. Naukowiec uczynił z niej kochankę, panią domu, służącą, a także matkę jego córki, którą urodziła mu w czasie przebywania na dworku.
Następnie pani Neumann opisała szczegółowo orgie, które organizował botanik. Otóż w willi na Biskupinie działy się rzeczy niewyobrażalne. Z pomocą kryminalistów Rosen organizował wyuzdane i lubieżne spotkania na wzór greckich i rzymskich „uczt”. Na miejscu mogło dochodzić do licznych gwałtów, choć tej wersji policja nie potwierdziła. Wiadomo jednak, że wyuzdanie, rozpusta i rozwiązłość profesora była tak ogromna, że sprowadzał on do siebie prostytutki, które przywozili mu tamtejsi sutenerzy.
Wiemy też, że bawił się z uczestnikami w przebieranki, a także używał podczas seksu przemocy. Policjanci stwierdzili, że za zbrodnią mógł stać jeden z uczestników orgii. Tej wersji również nigdy nie udało się potwierdzić.
Prokuratura ogłosiła porażkę
Wróćmy znów do pani Neumann – głównej podejrzanej, której nie postawiono jednak zarzutów. Z późniejszych zeznań byłej prostytutki wynikało, że zaraz po usłyszeniu strzałów przygotowała sobie wspomnianą linę z prześcieradła. Śledczy doszli do wniosku, że takiego przedmiotu nie można było zrobić w ciągu chwili. Podobnie relacjonowała inna osoba z dworu profesora, która wskazała, że nie słyszała, aby ktokolwiek wchodził w nocy do pomieszczenia gospodarczego.
Nie było jednak jednoznacznych dowodów, które mogłyby powiązać pomoc domową z zabójstwem. Przesłuchiwano kolejnych świadków, typowano kolejnych podejrzanych. Wieść o orgiach w domu Rosena rozniosła się już po całym świecie, a śledztwo dalej stało w martwym punkcie. Co więcej – przerażeni uczestnicy „zabaw” w willi naukowca unikali policji i stawiali sprzeczne tezy.
W październiku 1927 r. na wolność wypuszczono główną podejrzaną. Prokuratura praktycznie zrezygnowała już z prowadzenia śledztwa, widząc, że utknęło ono w martwym punkcie. Dla śledczych podejrzany o zabójstwo mógł być praktycznie każdy, kto miał związek z orgiami u Rosena. Tym większym zaskoczeniem stał się fakt, że kilka tygodni po wyjściu z aresztu, pani Neumann przyznała się do zabicia ojca swojego dziecka. Podobno miała wynająć profesjonalnego zabójcę, a motywem zbrodni była zazdrość.
Historia brutalnego zabójstwa Felixa Rosena nigdy nie została jednak wyjaśniona do końca. W opinii śledczych gospodyni nie zabiła swojego domniemanego męża. Co ciekawe – przy śledztwie po raz pierwszy w historii użyto techniki hipnozy. Dobrowolnie poddała się jej pani Neumann. Choć ta podczas badania nie wskazała żadnych nowych tropów w sprawie, to właśnie wtedy ukazała prawdziwe oblicze profesora Uniwersytetu w Breslau. Diametralnie inne od tego, które dotarło do opinii publicznej.
Autor: Pan Marcin Lewicki