Była w ósmym miesiącu ciąży. Jej ciało znaleziono w wannie. Pracowała jako dziennikarka telewizyjna. Młoda, pełna pasji, wplątała się w nieszczęśliwy romans, który przypłaciła życiem. Kochanek nigdy nie przyznał się do winy, a zbrodnia do dziś owiana jest tajemnicą. Czy oskarżony był winny? A może było więcej osób, które chciały śmierci dziennikarki?
Śmiertelna relacja — jak zginęła Martynika?
Martynika Ł. pracowała we wrocławskim ośrodku Telewizji Polskiej. Prowadziła programy telewizyjne. Na planie jednego z nich poznała starszego o 13 lat realizatora Jana Sz. Jej mężem był muzyk rockowy Andrzej. Jan Sz. także był w związku małżeńskim, z żoną doczekał się dwóch córek. Drogi Jana i Martyniki często przecinały się w pracy, spędzali ze sobą coraz więcej czasu, co doprowadziło do rozpoczęcia romansu na przełomie 1987 i 1988 r. Para nie kryła się ze swoim uczuciem, w pracy każdy wiedział, co ich łączy.
Martynika bardzo zaangażowała się w relację z Janem. W listach do znajomych pisała, że „ma fioła na jego punkcie i czuje, że on bardzo ją kocha”. Mężczyzna także wiązał z tą znajomością duże nadzieje na przyszłość. Zakochali się w sobie, a wkrótce okazało się, że kobieta zaszła w ciążę. Ojcem dziecka był Jan. W tej sytuacji Martynika podjęła decyzję o rozwodzie, który udało się załatwić bez przeszkód. Jan również deklarował, że rozstanie się z żoną, jednak ze względu na dzieci będzie to trudniejsze.
Jest rok 1990, zbliża się termin porodu, Jan jest w trakcie rozwodu, a para planuje wspólnie wynająć mieszkanie. Martynika dostaje także podwyżkę w pracy. Kobieta czuje, że wszystko układa się po jej myśli. Wreszcie para zamieszkuje razem przy ulicy Macedońskiej we Wrocławiu i przygotowuje mieszkanie na narodziny dziecka.
Pewnego dnia Jan zaprasza kolegę na weekend. Martynika nie przepada za jego towarzystwem, więc postanawia w tym czasie odwiedzić koleżankę. Wyjeżdża 28 lipca. Jednak nie wraca po weekendzie. Zaniepokojony Jan szuka jej w mieszkaniu, zawiadamia jej rodziców. U nich też się nie pojawiła. Wspólnie udają się na Macedońską. Nikt nie otwiera. Jan decyduje się rozebrać zamek i dostać do mieszkania. Od progu zauważają leżącą na podłodze wybebeszoną torebkę kobiety. Rozpoczynają przeszukanie mieszkania. Jan sprawdza łazienkę. Zastaje tam martwą Martynikę w wannie z twarzą zakrytą dziecięcą kołderką. Matka na widok córki krzyczy do Jana: „Zabiłeś mi dziecko, ty bandyto!”. Zostaje wezwana policja. Jan blokuje drzwi łazienki aż do samego jej przyjazdu.
Sekcja zwłok Martyniki wykazała, że nie żyła już od kilku dni. Prawdopodobnie zginęła z piątku na sobotę. Policja zabezpieczyła odciski palców, ale badając ślady, popełniła kilka rażących błędów, m.in. ubrania ofiary oddała rodzinie i wypuściła wodę z wanny, w której leżało ciało. Woda była zabarwiona krwią, a na ciele ofiary nie było rany, mogła być to zatem krew sprawcy. Tego się już nie dowiemy. Wiemy natomiast, że Martynika przed śmiercią była bita i duszona, a gdy trafiła do wanny, wciąż żyła. Wraz z nią umarło jej nienarodzone dziecko, chłopczyk.
Tajemnicza historia Felixa Rosena – jak zginął wyuzdany botanik?
Sprzeczne zeznania — motyw zbrodni
Głównym podejrzanym został Jan Sz. Był przesłuchiwany jako pierwszy. Twierdził, że ostatni raz widział Martynikę w piątek o 15, gdy przyniosła mu kanapki do pracy, potem miała wyjechać do koleżanki. Zeznał także, że w sobotę pojechał pod ich mieszkanie, by sprawdzić, czy kobieta nie wróciła wcześniej. W mieszkaniu paliło się światło, ale nikt nie otwierał. Uznał, że śpi. W poniedziałek ponownie przybył pod drzwi mieszkania, znalazł w nich kartkę od koleżanki Martyniki z prośbą o kontakt. Zaniepokojony zaczął jej szukać. Rodzice kobiety od początku uznali go za winnego. Dlaczego nie wszedł do mieszkania, skoro mieszkali tam razem i miał klucz? To on znalazł ciało i blokował dostęp do niego.
Policjanci postanowili dokładnie prześwietlić Jana, ponieważ cała historia budziła coraz większe wątpliwości. Okazało się, że żona Jana dopiero w trakcie śledztwa dowiedziała się o jego romansie i planach rozwodowych. Nagle, mężczyzna całkowicie zmienił zeznania. Twierdził, że Martynika wcale nie wyjechała do koleżanki, a weekend spędzili razem. Według jego nowej wersji zdarzeń kobieta poszła się wykąpać, on przysnął, obudził go huk z łazienki i znalazł Martynikę w wannie. Próbował ją wyłowić, łapiąc za szyję, co tłumaczyłoby ślady duszenia, a dziecięca kołderka spadła na nią ze sznurka na pranie. Pod wpływem tych wydarzeń, doznał szoku, wybiegł z mieszkania, wyrzucił klucze do Odry i pojechał do żony.
Jan nigdy nie przyznał się do winy, raz w całym śledztwie złożył obciążające zeznania, ale potem tłumaczył, że został przekupiony przez policjantów kapustą i kiełbasą. Poza tym był w opłakanym stanie psychicznym i pod naciskiem przyznałby się do wszystkiego. Mimo tego pozostał głównym podejrzanym. Wciąż jednak nieznany był jego motyw działania. Policja podejrzewała, że chciał się pozbyć ciężarnej kochanki, by o całej sprawie nie dowiedziała się żona. Być może Martynika odkryła, że Jan wcale się nie rozwodzi i kazała mu wybierać. Kłamstwa Jana utrudniały dojście do prawdy. Ciągle zmieniał zeznania, gubił się w swoich wersjach. Mówił, że chciał zostawić żonę, ale nie był to odpowiedni czas. Powiedział o tym kochance, a ona to zaakceptowała i uzgodnili, że uzna dziecko i będzie jej pomagał. Prosiła go, by utrzymywali pozory wspólnego życia dla jej rodziców, którzy nie pozwoliliby jej samotnie wychowywać dziecka. Ta wersja była mało prawdopodobna, bo oprócz rodziców oszukiwali także wszystkich wokół. Nie potwierdzają jej także listy, które Martynika słała do koleżanek. Kochała Jana do szaleństwa, więc zapewne nie pozwoliłaby mu odejść tak łatwo.
Wreszcie sąd uznał Jana za winnego morderstwa, jako motyw wskazał chęć eliminacji kochanki i powrotu do rodziny. Za jego winą przemawiały przede wszystkim zawiłe zeznania pełne sprzeczności oraz sam moment ujawnienia ciała, gdy to właśnie Jan znalazł martwą Martynikę, od razu uznał, że nie żyje i blokował dostęp do zwłok. Został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. W więzieniu spędził ponad 11 lat. W 2001 r. ułaskawił go prezydent Aleksander Kwaśniewski. Zabiegał o to ojciec Jana. Decyzja ta wstrząsnęła bliskimi Martyniki. Jan Sz. zmienił miejsce zamieszkania i ożenił się z inną kobietą, podobno aktorką. Do dziś nie wiadomo, co tak naprawdę stało się w tamten weekend. Czy zabił kochanek? A może istniał inny motyw?