21-letni Tomasz miał przed sobą całe życie. W najbliższych tygodniach planował się pobrać, a wymarzone wesele zdominowało jego myśli. Najprawdopodobniej bawiliby się na nim również bracia O., gdyby nie fakt, że postanowili brutalnie zgwałcić i zabić swojego przyjaciela. Mieszkańcy do dziś nie wiedzą, jak mogło dojść do tak obrzydliwej zbrodni…
Rodziny S. i O. mieszkały obok siebie od wielu lat. Świetnie się znali. Trudno zresztą, żeby było inaczej. Mieszkali w niewielkim Białopolu, spokojnej wsi w województwie lubelskim. Praktycznie każda zamieszkała tam osoba – łącznie z O. – policję w akcji widziała tylko na filmach. Niedługo później spokój został zmącony okrutnym czynem, o którym usłyszała cała Polska.
Chodź, pójdziemy się napić.
To był ciepły, sierpniowy wieczór gdy Tomasz S. wyszedł spotkać się z kumplami – Piotrem i Pawłem O. Wszyscy znali się z sąsiedztwa, praktycznie od dzieciaka. Wypili razem niejedno piwo i niejedną butelkę wódki. Wiedzieli o sobie wszystko, nigdy nie dochodziło między nimi do kłótni czy awantur. Choć sąsiedzi narzekali nieraz na nich, gdy byli młodsi, to gdy dorośli nikt złego słowa o nich powiedzieć nie mógł – dzień dobry zawsze mówili.
Poszli do monopolowego, gdzie najprawdopodobniej kupili kilka butelek. Nie chcieli pić ich w domu – rodzice by narzekali, poza tym w plenerze lepiej smakuje. Wybrali się na okoliczną budowę. Pustostan sprzyjał woni alkoholu i przyjemnej, przyjacielskiej atmosferze, która ogarnęła uczestników spotkania. Ot, zwykły wieczór jakich wiele wśród młodzieży z wioski.
I tak pewnie wszystko by się skończyło, gdyby nie awantura – wszczęta bez powodu. Tej nocy do domu nie wrócił już żaden z mężczyzn. Tomasz S. nigdy.
Straszny widok, który wstrząsnął wsią
Przechadzający się po posesji właściciel widział porozrzucane butelki po alkoholu. Wiedział, że okoliczni mieszkańcy często urządzają
sobie na jego budowie popijawy. No nic, trzeba będzie posprzątać – rzekł zły, jednak to co zauważył całkowicie odciągnęło go od porządków. Mężczyzna znalazł pokiereszowane i zmasakrowane zwłoki młodego człowieka. Natychmiast wezwał policję, a na wioskę padł blady strach. Szybko okazało się, że ofiarą jest S.
Kto to mógł zrobić? Kto widział Tomasza ostatni? Wielu mieszkańców obawiało się wyjść z domu, bojąc się kolejnej zbrodni. Policja zaczęła poszukiwania sprawców. Funkcjonariusze dość szybko ustalili, że Tomasza S. widziano wraz z Pawłem i Piotrem O., gdy kupowali alkohol w okolicznym sklepie. Z zeznań wynikało jednak, że mężczyźni się przyjaźnili i nigdy nie mieli zatargów, a ich rodziny się lubiły. Czy oni mogli zabić? Trzeba było to sprawdzić.
Podejrzenia funkcjonariuszy zaczęły coraz bardziej skupiać się wokół O. Bracia nie wrócili do domu na noc, co nie zdarzało im się często. Rodzice nie mieli pojęcia, gdzie mogą być. Żadnej reakcji na zabójstwo przyjaciela – kompletna cisza. Po kilkugodzinnych poszukiwaniach policja zatrzymała 17-letniego Pawła O., młodszego z braci. Był roztrzęsiony, nie mógł ogarnąć myśli. Na rutynowe pytania funkcjonariuszy odpowiadał ze zdenerwowaniem, nie potrafił też powiedzieć co robił i gdzie był ostatniej nocy. Nie potwierdzał też, że pił alkohol z Tomaszem S.
Niedługo później wpadł Piotr O. 23-latek wraz z młodszym bratem szybko przyznali się do zbrodni. Jej szczegóły były makabryczne.
Niedługo wrócę, mamo!
Matka Tomasza zeznała, że ten miał wrócić maksymalnie po dwóch, trzech godzinach – wrócę niedługo, mamo – miał mówić. Podobno poszedł się przejść. Kobieta całą noc oczekiwała na syna i nie mogła zasnąć. Choć ojciec mężczyzny uspokajał ją twierdząc, że chce się wyszaleć przed ślubem, ta nie dawała temu wiary. Cały czas czuła, że stało się coś złego. Miała rację.
Sąsiedzi stwierdzili, że S. nie był alkoholikiem i nie wdawał się w awantury. Lubił wyskoczyć na imprezę czy wypić kilka piw, ale nigdy nie przesadzał. Przed ślubem ograniczył zresztą mocno alkohol, bo prosiła o to narzeczona. Dlaczego więc skończył na schodach niedokończonego domu, cały pokrwawiony, z opuszczonymi spodniami?
Wróćmy do tego, co stało się w noc z 22 na 23 sierpnia 2008 roku. Po rozpoczęciu kolejnej butelki Tomasz S. miał czymś zdenerwować braci O. Ci nie potrafili określić dokładnie czym. Twierdzili, że urwała im się pamięć. Dobrze pamiętali jednak, co zrobili niedoszłemu „panu młodemu”. Starszy Piotr popchnął Tomasza, a gdy ten stracił przytomność, Paweł założył mu swoją koszulkę na szyję. W tym czasie 23-letni O. zdjął podduszonemu mężczyźnie spodnie i brutalnie go zgwałcił.
Gdy skończył, zszokowany Tomasz wstał, otrzepał się, oddalił na kilka metrów i usiadł. Miał przerażony wzrok. Wydusił z siebie tylko, że nie będzie w stanie im tego wybaczyć i na pewno się zemści. To jeszcze bardziej rozsierdziło braci, którzy dobiegli do mężczyzny i brutalnie go pobili. Kopali go i okładali pięściami, nie patrząc na konsekwencje.
Starszy O. poszedł po pustaka i dał Pawłowi. Młodszy, niepełnoletni wtedy chłopak wielokrotnie uderzał twardym przedmiotem o głowę S. Ten najpewniej jeszcze żył, gdy upadał bez ruchu na wylaną posadzkę niedokończonego domu. O. nie chcieli w żadnym wypadku ratować byłego przyjaciela. Jak później zeznali – nie zdawali sobie sprawy z tego co się stało. Nie potrafili zrozumieć, że Tomasz za chwile umrze. Postawili mu pustaka na głowie, co miało sugerować żart.
Te makabryczne zeznania wstrząsnęły nawet policjantami… Jak twierdzą funkcjonariusze pracujący przy śledztwie, obydwaj bracia mówili o swojej zbrodni z obrzydzeniem. Piotr O. stwierdził, że nigdy nie miał skłonności homoseksualnych i nie podniecali go mężczyźni. Sam był w szoku jak mogło w ogóle dojść do gwałtu na Tomaszu i samej zbrodni. Nie padło jednak słowo „przepraszam”.
Bracia O. – potwory w ludzkiej skórze
Piotr i Paweł motali się w zeznaniach. Najpierw dokładnie opisali mord, a następnie stwierdzili, że do niczego się nie przyznają. Taka prawnicza taktyka. Nie chcieli okazać skruchy, ani wytłumaczyć dlaczego to robili. W opinii biegłych byli w pełni poczytalni i pamiętali całe zdarzenie. Motywów i wyjaśnień jednak brak.
Proces zabójców Tomasza S. odbył się za zamkniętymi drzwiami. Skład sędziowski zdecydował o tym praktycznie po rozpoczęciu toku postępowania. W uzasadnieniu możemy przeczytać, że ujawnienie szczegółów zbrodni mogłoby być zbyt szokujące i dołujące dla rodziny zmarłego oraz lokalnej społeczności. Podobno nawet sędziowie byli wzgardzeni okrutnością postępowania tych dwóch. Co ważne, niepełnoletni Paweł O. był sądzony jak dorosły.
Wyroki, które zapadły budziły kontrowersje wśród lokalnej społeczności. Sąd skazał Piotra O. na karę 15 lat pozbawienia wolności. Zabójca czyli Paweł dostał 25 lat. W sprawę zaangażował się nawet wójt Białopola, Henryk Maruszewski, który stwierdził, że wyrok jest zbyt łagodny i nie może pojąć, jak bracia mogli zabić swojego przyjaciela z dzieciństwa – Matka [braci – przyp. Red.] pochodzi z tej samej wsi. Współczuję Państwu S. i O. To wielka tragedia – mówił później mediom.
Działający na miejscu funkcjonariusze twierdzą, że motywem zbrodni mogła być zazdrość braci O. o ślub swojego przyjaciela. Ten coraz rzadziej chodził z nim na piwo, a do tego być może przekazywał im kąśliwe uwagi na temat ich życia. Nie ma jednak co do tego pewności.
Wiadome jest natomiast to, że makabrycznej zbrodni nie dokonały „ukraińskie przybłędy”, jak na początku myśleli mieszkańcy Białopola, a miejscowi – dobrze znani mężczyźni. To zmieniło wszystkich. Choć od makabrycznych wydarzeń minęło już ponad 12 lat, to wieś do dziś nimi żyje. I nie może się po nich otrząsnąć…
Autor: Pan Marcin Lewicki