Watykan od lat skrywa przed nami wiele tajemnic. Wśród niewyjaśnionych historii liczącego ponad 2 tys. lat Kościoła katolickiego, jest przypadek pewnego zaginięcia, które do dziś wzbudza ogromne kontrowersje i dyskusje. W końcu bez śladu przepadła znajoma Jana Pawła II. Co stało się z Emanuelą Orlandi?
23 czerwca 1983 r. papież Jan Paweł II przebywał w Polsce na niezwykłej pielgrzymce. Karol Wojtyła przyjechał do swojej ojczyzny prawie dwa lata po zamachu na swoje życie i pod koniec obowiązującego w kraju stanu wojennego. Ludzie na ulicach czuli zbliżającą się odwilż i koniec smutnej epoki dyktatury komunistycznej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
W sercu 15-letniej Emanueli z tego powodu najpewniej panowało szczęście, bo dla obywatelki Watykanu los ojczyzny głowy Kościoła katolickiego nie był obojętny. W tym dniu też wybrała się na zajęcia do szkoły muzycznej. Niestety, nigdy z nich już nie wróciła…
Kim była Emanuela Orlandi?
Orlandi urodziła się w 1968 r. Od urodzenia mogła myśleć o sobie jak o kimś niezwykle wyjątkowym. Dziewczynka miała bowiem obywatelstwo Watykanu, należące do zaledwie 800 osób na całym świecie. Ojciec Emanueli pracował jako świecki urzędnik kurii rzymskiej i znał najważniejszych dostojników kościelnych, włącznie z kolejnymi papieżami. Matka, Maria zajmowała się domem. Właśnie dzięki ojcu Emanuela poznała Jana Pawła II – głowa Kościoła katolickiego starała się poznać i rozmawiać z każdym obywatelem Watykanu.
Łącznie państwo Orlandi mieli piątkę dzieci. Emanuela urodziła się jako czwarte dziecko z grona czterech dziewczynek i jednego chłopca. Rodzice nigdy nie mieli problemów z jednym ze swoich najmłodszych dzieci i nie skarżyli się na sytuację w domu. Przywileje watykańskie, dobra praca, obywatelstwo kościelnego państwa i spokój rodzinny sprawiały, że żyli dobrze i spokojnie.
15-latka uwielbiała muzykę i uczęszczała do szkoły muzycznej, aby uczyć się dodatkowo gry na flecie. Do szkoły Tommaso Ludovico Da Victoria, połączonej z Papieskim Instytutem Muzyki Sakralnej chodziła trzy razy w tygodniu. Na dodatkowe zajęcia dowoził ją autobus, który podwoził ją pod prawie samą szkołę i stamtąd odbierał.
Może to wypadek?
Młoda dziewczyna 22 czerwca wyszła na zajęcia tak, jak w inne dni. Zawsze podróżowała sama i była punktualna, ale tego feralnego dnia nie zdążyła na pierwszy autobus – dzwoniła wcześniej do siostry, żeby pochwalić jej się propozycją pracy dla Avonu. Po rozmowie z siostrą (która poprosiła ją, aby ewentualną decyzję o dodatkowych obowiązkach skonsultowała z rodzicami), poprosiła starszego brata, aby podwiózł ją samochodem. Ten jednak odmówił. Była bardzo zła, trzasnęła drzwiami i wyszła. Jak się później okazało – ostatni raz widziała wtedy kogoś z rodziny.
W czasie zajęć Emanuela rozmawiała o pracy dla Avonu ze swoją koleżanką. Nie do końca wiadomo, kim był ów przedstawiciel. Pewne jest jednak, że ta sama przyjaciółka odprowadziła Orlandi na przystanek autobusowy i widziała, jak dziewczyna wsiada do środka transportu. Postronni świadkowie ostatni raz widzieli Emanuelę, gdy wsiadała do dużego, czarnego samochodu marki bmw.
Gdy nie wróciła do domu, rodzice i rodzeństwo zaczęli podejrzewać wypadek. Gdy okazało się, że autobus dotarł do miejsca zamieszkania dziewczyny, obdzwonili wszystkie koleżanki. Atmosfera stała się napięta, a wszyscy z niepokojem oczekiwali powrotu 15-latki. Policja nie przyjęła zgłoszenia o zaginięciu od razu. Funkcjonariusze poczekali dobę, zanim rozpoczęli działania – sugerowali, że pewnie jest u jakiejś koleżanki. W wywiadach dla mediów brat Emanueli, Pietro Orlandi wspomina, że policja bardzo lekceważąco podchodziła do swoich obowiązków. Mówili wtedy, że „dziewczyna nie jest żadną pięknością i rodzina nie ma się o co martwić”.
Następnego dnia zdjęcia nastolatki pojawiły się w najpopularniejszych włoskich dziennikach, Il Tempo, Paese Sera i Il Messaggero. Na podany tam numer telefonu rodziny Orlandi co jakiś czas dzwonili ludzie, którzy mieli widzieć Emanuelę.
16-letni Pierluigi zgłosił, że widział młodą kobietę podobną do zaginionej, która poinformowała go o ucieczce z domu i o tym, że zajmuje się sprzedażą kosmetyków Avonu. Z kolei Mario – właściciel baru – stwierdził, że nastolatka przesiadywała u niego i skarżyła się na rodziców. Miała mówić, że nigdy nie wróci do domu…
Papież modlił się o jej los i apelował do porywaczy
W międzyczasie o sprawie został powiadomiony Jan Paweł II, co zaskoczyło rodziców. Zastanawiali się, dlaczego tak wielka osobistość podczas ważnej pielgrzymki dowiaduje się o zaginięciu ich córki. Co więcej, papież publicznie odniósł się do sprawy. Wystosował apel do porywaczy o wypuszczenie dziewczyny. Wstrząsnęło to opinią publiczną, gdyż motyw porwania pierwszy raz przebił się w tej głośnej już sprawie.
Ta miała jednak drugie dno, bo służby wpadły na trop porwania, co potwierdził anonimowy telefon do rodziców. Mężczyzna, który się nie przedstawił, wskazał tylko, że Emanuela została porwana przez terrorystów żądających uwolnienia zamachowca Mehmeta Ali Agcy – odpowiadającego za nieudany zapach na Jana Pawła II w 1981 r. Ze względu na amerykański akcent nadano mu pseudonim Amerykanin.
Mężczyzna zaproponował służbom wymianę Emanueli na Agce. Wskazał też, że zarówno Pierluigi, jak i Mario byli podstawieni, aby przetrzeć szlak terrorystom w negocjacjach. Śledczy nie dawali wiary tym sensacyjnym informacjom, jednak kolejne symptomy mocno wskazywały na porwanie. Anonimowy mężczyzna z bliskowschodnim akcentem miał np. zadzwonić do kolegi Orlandi, aby poinformować go o porwaniu.
Ostatecznie wątek Agcy został uznany za mało wiarygodny, choć sam turecki terrorysta twierdził, że Emanuela Orlandi zamknięta została w klasztorze i tam doczeka starości. W 1997 r. zamknięto oficjalne śledztwo, jednak w 2001 r. odnaleziono w Watykanie torbę z makabryczną zawartością – ludzką czaszką. Nigdy jednak nie potwierdzono, żeby należała ona do zaginionej.
Teorii spiskowych powstało wiele…
Przez długie lata pojawiło się mnóstwo hipotez dotyczących tego, co miało stać się z 15-latką. Niektóre podawały, że dziewczyna padła ofiarą szajki pedofilskiej księży działającej w Watykanie i użyto ją do udziału w orgiach seksualnych (tak zeznał, chociażby 85-letni egzorcysta, ojciec Gabriele Amorth). Później anonimowy informator stwierdził, że jest ona pochowana w krypcie bazyliki świętego Apolinarego, w grobie znanego Enrico De Pedisa (znanego twórcę watykańskiej organizacji przestępczej, zajmującego się porwaniami ludzi). Po otwarciu sarkofagu żadnych śladów Orlandi nie znaleziono. Mówi się także, że dziewczyna wyjechała wraz z nieznanymi osobami do Paryża, gdzie teraz – po wielu latach – cieszy się życiem i ma swoją rodzinę. Dlaczego więc nie kontaktuje się z bliskimi? Według zwolenników tej teorii rodzina Orlandi wcale nie była szczęśliwa, a Emanuela tylko czekała na okazję do ucieczki.
Po latach papież Franciszek stwierdził, że Emanuela Orlandi znajduje się w niebie. Watykan nie chce ujawnić rodzinie akt sprawy. Rodzeństwo zaginionej odsunęło się od Kościoła i walczy o uzyskanie wszelkich informacji. Do dziś jednak sprawa zostaje uznana, za największą tajemnicę w historii Stolicy Apostolskiej, a Włosi żyją wszystkim, co jest z nią związane…