W każdej firmie pracownicy tworzą pewną społeczność. Po pracy spotykają się, jeżdżą razem na wakacje, a ich dzieci nawiązują przyjaźnie na kolejne lata. Zazwyczaj jest to zorganizowana grupa zrzeszona w celu wykonywania jakiś zadań dla konkretnego pracodawcy. Dość specyficzną społecznością są jednak ludzie pracujący na targowiskach. Nie jest to zhierarchizowana grupa funkcjonująca na rzecz konkretnego pracodawcy, a jednak równie mocno zaprzyjaźniona.
Członkiem tej niezwykle klimatycznej społeczności była pewna kobieta- Pani Helenka. Lekko otyła, z zadbaną blondwłosą fryzurą, mocno umalowana, handlowała na warszawskim targowisku. Miała tam stoisko owocowo- warzywno- cukiernicze. Kobieta była wdową, której zmarł syn. Przez trzy lata zmagała się z handlem sama, nie miał kto jej pomagać dźwigać towar i zamykać punkt handlowy.
Pomocna dłoń
W pewnym momencie Pani Helenka znalazła pomocnika. Był nim 15-letni Wojciech, który pałętał się po targowiskach pomagając różnym ludziom w celach zarobkowych. Chłopak uciekł z zakładu wychowawczego. Niestety rodzice nie interesowali się nim. Ojciec wyjechał za granice, gdzie ukrywał się. W Polsce groziło mu aresztowanie za liczne włamania. Z kolei matka odsiadywała wyrok więzienia za współudział w zabójstwie. W więzieniu zmarła. Pani Helenka, która potrzebowała pomocy chętnie korzystała z usług młodzieńca.
Nawiązała się między nimi bardzo dziwna relacja. Chłopak pomagając Pani Helence z czasem nocował na jej straganie. Jednak, kiedy przyszła zima kobieta zaoferowała mu możliwość noclegu u niej w mieszkaniu. Na targowisku wszyscy znali Panią Helenkę i jej pomocnika. Z czasem nawet para zaczęła się do siebie zwracać się „mamo”, ”synku”. Trwało to latami, aż wszyscy zapomnieli, że Wojciech jest przybłędą. Cała społeczność targowiska, na którym pracowała Pani Helenka, widząc ją codziennie w obecności Wojciecha, wiedząc o tym, że chłopak u niej śpi oraz słysząc jak zwracają się do siebie „mamo”, „synu” w końcu uwierzyli, że owa para jest rodziną.
W obecności Wojtusia kobieta zawsze czuła się bezpiecznie. Chłopak był wysoki oraz mocno zbudowany. Trenował boks klasyczny, jednocześnie był posłuszny i usłuchany wykonując bez marudzenia polecenia pani Helenki. Wojtuś jednak nie sprawiał wrażenia osoby inteligentnej. Rzadko kiedy na cokolwiek reagował. Wprost przeciwnie, jego mrożący wzrok raczej nie zachęcał do głębszych rozmów. Chłopak oprócz pracy u swojej przyszywanej mamy dorabiał sobie również w klubach nocnych jako pracownik ochrony. Chłopak był świetnym kandydatem na członka mafii.
Problem z bezdomnym
Jak Pani Helena przeszła na ciemną stronę mocy? Prawdopodobnie zapoczątkowała to pewna sytuacja z bezdomnym. Na bazarze, na którym handlowała kobieta pojawiał się włóczęga. Mężczyzna zbierał drobne pieniądze od handlarzy. W pewnym momencie stało się to dla nich uciążliwe w związku z czym odmawiali bezdomnemu darowizn. Ten jednak w złości stawał przed stoiskiem, na którym nie dostał pieniążków, krzyczał, przeklinał, wyzywał klientów, potrafił nawet grozić wywróceniem straganu lub zniszczeniem towaru. Policja nie pomagała, ponieważ kiedy tylko pojawiali się na horyzoncie bezdomny uciekał, a wracał, kiedy mundurowi odeszli. Handlujący mieli dość tej sytuacji.
Gangsterskie początki
Z pomocą przyszła Pani Helenka. Pewnego razu słysząc rozmowę handlujących zaproponowała, aby zorganizowali pieniądze, a ona temat załatwi. Jedna z handlujących kobiet przeszła szybko przez bazar i zebrała ponad tysiąc złotych. Gotówkę zaniosła do Pani Helenki. Kolejnego dnia włóczęga już nie pojawił się na targowisku. Po bazarze krążyły opowieści, że bezdomny był widziany mocno pobity pod sklepem. Innym razem ktoś widział jak mężczyzna przechodzi na drugą stronę ulicy widząc targowisko. Wszyscy również podejrzewali o aktywny udział w tym wydarzeniu Wojtusia i jego kolegów, ale nikt o tym głośno nie mówił, ciesząc się z rozwiązanego problemu. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, iż mogą to być początki bazarowej mafii.
To wszystko sprawiło, iż Panią Helenkę zaczęto kojarzyć z kobietą mafii, która bez pardonu jest w stanie rozwiązać każdy problem. Wszyscy zaczęli zgłaszać się do kobiety ze swoimi problemami. Jedna z handlarek poprosiła o pomoc wobec złośliwego kierowcy, który notorycznie zastawiał jej stoisko nie reagując na prośby, aby odjechał. Mężczyzna zmądrzał, kiedy kolejnego ranka zauważył swoje auto na czterech przebitych oponach i z rysą dookoła. Domyślać się można, iż było to ostrzeżenie przed spotkaniem się z członkami mafii.
O pomoc do pani Helenki zwrócił się również handlarz wędlin, którego córka zaczęła spotykać się z narkomanem. Mężczyzna był tak zadowolony z efektów pracy, że oprócz wynagrodzenia przekazał również kilka porcji cielęcinki.
Kobieta ratowała również małżeństwa. Pewnego raz do pani Helenki przyszedł pracownik administracji targowiska na skargę, że jego żona ma kochanka. Kochanek w trybie nagłym zrezygnował z miłości. Powody są nieznane, a Wojtuś dalej siedział cicho…
Pierwsza wpadka
Wiecznie trwać to nie mogło. Pewnego razu Pani Helena została poproszona o interwencję w jednej z warszawskich kamienic. Odbywały się tam notorycznie libacje alkoholowe. Było to uciążliwe dla mieszkańców, a policja nic nie mogła z tym zrobić. Pewnego dnia do lokalu w kamienicy wtargnęła grupa rosłych mężczyzn. Zgasili światło, włączyli własne latarki i kijami, pięściami oraz pałkami pobili imprezowiczów. W wyniku trzyminutowej akcji do szpitala z obrażeniami głowy trafiło pięciu poszkodowanych. Jeden z pobitych oskarżył o napad mieszkańca kamienicy, który miał wynająć do tego bandytów od Pani Helenki. Domyślać się jedynie można, iż Pani Helenka kojarzona była przez lokalną społeczność jako kobiety mafii.
Kobieta została przesłuchana przez policję, jednak twierdziła, że po pierwsze nie wie gdzie jest owa kamienica, a po drugie ciężko pracuje na bazarze. Ze względu na brak dowodów policja umorzyła śledztwo. Mimo to pani Helenka znalazła się w ścisłym kręgu zainteresowań mundurowych.
Poszukiwania syna
Ponadto, poszukiwany był również przyszywany syn kobiety czyli Wojciech, którego niektórzy określali jako człowieka mafii. Okazało się, że mężczyzna był podejrzany o zabójstwo, do którego miało dojść podczas bójki w styczniu 2016 roku na terenie osiedla Gocław w Warszawie. Zawiadomienie o tym czynie złożyli dwaj świadkowie, którzy byli kolegami zamordowanego. Stwierdzili oni, iż feralnego wieczoru wychodzili w trójkę z klatki schodowej z bloku, w którym mieszkał zamordowany. Nagle z zaskoczenia dobiegł do nich Wojciech i uderzył jednego z nich w twarz. Mężczyzna upadając uderzył tyłem głowy w metalowy słupek ogrodzeniowy. Niestety zmarł na miejscu na skutek pęknięcia podstawy czaszki i dużego krwotoku wewnętrznego do mózgu. Powodem ataku był dług, jaki denat miał mieć u Wojciecha, a była to kwota 10 000 złotych.
W związku z tym w styczniu 2016 roku policjanci odwiedzili panią Helenkę na bazarze. Nie znaleźli tam Wojciecha, ponieważ nadeszli w momencie, kiedy ten nosił skrzynki. Kobieta, zapytana przez policjantów, powiedziała, że nie wie gdzie jest chłopak i nie jest w stanie im pomóc. Mundurowi zostawili wezwanie do stawiennictwa się na komisariacie dla chłopaka i odeszli. Wrócili dwa dni później pukając do drzwi mieszkania pani Helenki. Jednak i tym razem się nie udało. Kobieta stwierdziła, że nie widziała go od kilku dni i nie wie gdzie jest.
Wypłata ceną wolności
Po dwóch tygodniach udało się namierzyć Wojciecha. Mężczyzna poszedł odebrać wypłatę do klubu, w którym pracował. Policjanci zatrzymali go, a ten zaskoczony nawet nie stawiał oporu.
Mężczyzna trafił do prokuratury. Na początku lutego 2016 roku został tymczasowo aresztowany na okres trzech miesięcy. Już następnego dnia w prokuraturze pojawiła się Pani Helenka. Wyjątkowo bez makijażu i złotej biżuterii użalając się pani prokurator nad swoją ciężką sytuacją, ponieważ bez Wojciecha nie miał, kto jej nosić skrzynek, zaproponowała kaucje za swojego „syna”. Pani prokurator oczywiście się nie zgodziła.
W związku z tym kobieta wróciła do prokuratury z adwokatem jednej z najlepszych kancelarii prawnych w Warszawie. Domyślać się tylko można skąd biedna starsza pani handlująca warzywami i owocami na bazarku miała pieniądze na jedną z najlepszych kancelarii w takim mieście jak Warszawa.
Strzał w dziesiątkę
To była dobra decyzja. Adwokaci kancelarii po przeanalizowaniu sprawy zauważyli jeden szczegół. Okazało się, że zgodnie z protokołem sekcji zwłok na twarzy denata nie było żadnych obrażeń. Zatem Wojciech tak uderzył mężczyznę, że nie zostawił po sobie żadnego śladu, co było bardzo dziwną okolicznością, która nie miała prawa się wydarzyć.
O ten fakt oparta została linia obrony. Adwokat twierdził, iż jego klient miał prawo obawiać się, że może zostać pobity przez trzech grożących mu mężczyzn. Tą wersję poparł Wojciech, którego zeznania były jak na niego wyjątkowo składne i logiczne. Mężczyzna stwierdził, że został zaatakowany przez trzech napastników, więc jednego z nich odepchnął. Jak relacjonował był to jego naturalny odruch, którego nauczył się pracując w ochronie. Odpychaniem wyganiało się agresywnych gości, ponieważ w ten sposób nie robiono nikomu krzywdy. Prokuratura nie miała żadnych argumentów, wobec czego Sąd zmienił kwalifikacje czynu i skazał Wojciecha za nieumyślne spowodowanie śmierci na dwa lata więzienia, zawieszając wykonanie tej kary na trzy lata. Ten rażąco niski wyrok oburzył rodzinę denata i prokuratora, dlatego w sprawie złożono apelację. Nie pomogły argumenty, iż Wojciech trenował sztuki walki. Sąd kolejnej instancji nie przyjął tej argumentacji i podtrzymał ten wyrok.
Przyszłość
Wojciech tym samym pozostał na wolności. Rzekomo razem z Panią Helenką, którą można uznać za kobietę mafii. Przenieśli się na inny bazar, ale nadal razem mieszkają i pracują. Policjanci twierdzą nawet, że mężczyzna ożenił się niedawno i razem ze swoją małżonką mieszkają u „mamy” Wojciecha. Dziś podobno pani Helenka nie świadczy już usług zbójeckich.
Historia ta zaczęła się jak zwykle… chęć łatwego pieniądza, szybkie pozbycie się kłopotu…, a że Pani Helenka miała ku temu możliwości w postaci Wojtusia i jego kolegów, nie wiedząc kiedy stworzyła coś na kształt mafii. Na szczęście w porę zawróciła…