Chociaż fala emigracji z początku XXI wieku już za nami, to Polacy nadal są liczną grupą na Wyspach Brytyjskich. Wiodą tam w miarę normalne życie, starając sobie ułożyć funkcjonowanie w nowej rzeczywistości. Tak samo funkcjonowała rodzina Zdun. To szczęśliwe (do czasu) małżeństwo skończyło się makabrycznie, przez urojenia Marcina – głowy rodziny i (jak się później okazało) bestialskiego zbrodniarza…
Miły, serdeczny, zakupy przyniósł, dzień dobry mówił. Sąsiedzi nigdy nie powiedzieliby złego słowa o Marcinie Zdunie. Cały czas widzieli uśmiechniętą i sympatyczną twarz mężczyzny, który często spacerował po ulicach Salisbury na południu Anglii. Po latach okazało się, że była to przykrywka. Choć małżeństwo Anety i Marcina przetrzymało wiele lat.
Razem wyjechali, razem mieli wrócić
Parą Aneta i Marcin byli chyba od zawsze. Skazani na siebie, jak to mówią. Poznali się w swoim rodzinnym Tarnowie i tam wzięli ślub. Na świat przyszła ich pierwsza córka, Nikoleta. Po latach wyrosła zresztą na piękną kobietę. Sąsiedzi mówili, że to zdecydowanie po mamie. Aneta była zawsze zadbana, grzeczna, mogła się podobać. Marcin był o nią zazdrosny od samego początku, jednak do jakiegoś czasu ukrywał swoje nieposkromione obawy i urojenia.
Z Polski zdecydowali się wyjechać w 2012 roku. Szalejący wtedy kryzys nie dawał perspektyw na lepsze jutro, a małżeństwo chciało dać córce jak najlepsze warunki. Poza tym planowali mieć więcej potomstwa. Zawsze tego pragnęli.
Aneta na początku niezbyt przychylnie podeszła do pomysłu wyjazdu do Wielkiej Brytanii. Była fizjoterapeutką, miała tu znajomych, mieszkanie, spokój ducha. Kobieta wskazywała mężowi, że nie zawsze pieniądze są potrzebne do szczęścia. Marcin bardzo nalegał na wyjazd i po pewnym czasie wspólnie uznali, że to najlepszy pomysł. Pożegnali się z Tarnowem, ale nie chcieli wyjeżdżać na stałe. Mieli wrócić do Polski.
Kolejne dzieci, wir pracy, rozpad pięknej historii
Małżeństwo Zdunów doczekało się szybko kolejnych dzieci. Na świat przyszły młodsze córki, które Marcin rozpieszczał. Nikoleta miała dużo lepszy kontakt z mamą. Widać to na zdjęciach w sieci, gdzie najstarsze dziecko często spędza czas z Anetą, chodząc na spacery, odwiedzając restauracje czy spontanicznie szalejąc w parkach rozrywki. Ta piękna przyjaźń matki i córki stała się po latach obciążeniem dla Nikolety, która dostała cios od osoby, po której w życiu by się tego nie spodziewała.
Wraz z upływem czasu związek Anety i Marcina bladł. Mężczyzna coraz więcej pracował i mniej zajmował się rodziną. Zaczął robić awantury, stał się bardzo zazdrosny o Anetę. Był bardzo mściwy, nieustępliwy, agresywny. Straszył żonę. Oskarżał ją o liczne zdrady i romanse, a starszą córkę o współudział w wydumanych ekscesach mamy i krycie jej przed ojcem. W domu atmosfera coraz bardziej gęstniała. Nikt z sąsiadów jednak tego nie dostrzegł.
Rodzina na zewnątrz zgrywała idealną. Cały czas w objęciach, z uśmiechem, na spacerze z dwoma młodszymi i starszą córką. Nikolecie rodzice wyprawili niezapomnianą osiemnastkę. Gdy przyjechali do Tarnowa, oczarowali znajomych i rodzinę. W ich opinii wyglądali na niesamowicie szczęśliwych, wręcz promienieli z miłości. Aneta była troskliwa i szalały za nią wszystkie dzieci. Najstarsza córka była oczkiem w głowie dziadków, którzy dali jej na prezent złoty pierścionek. Sielanka, niekończąca się opowieść o radości i miłości – ale tylko pozornie.
Tak samo było na zdjęciach w mediach społecznościowych. Marcin często obejmował żonę, córki. Wspólne selfie ze spaceru po plaży, rodzinne fotografie z domowych uroczystości. Lajki i komentarze sypały się jak z rękawa. Rzeczywistość była zgoła odmienna.
Na miesiąc przed tragicznym finałem miało dojść do eskalacji napięcia pomiędzy Anetą i Marcinem. Mąż próbował udusić żonę po serii wyzwisk i oskarżeń. Przerażona kobieta powiedziała o tym swojej koleżance z pracy, ale córkę Nikoletę poprosiła o zaniechanie działań. Nie chciała policji. Uznała za to, że czas powiedzieć dość i zażądała od Marcina aby ten się wyprowadził. Wniosła też pozew o rozwód. Kazała mu wybierać czy chce dalej widywać córki, czy rozpocznie się długoletnia batalia o dzieci.
Aneta strasznie się bała. Groźby rozwodu nie pomogły. Marcin nie miał zamiaru opuszczać domu. Kobieta poskarżyła się swojej mamie na męża. Bił z niej strach. Podświadomie czuła, że może dojść do najgorszego i ostrzegła rodziców – Marcin może zabić ją i córkę.
Skończyła się też sielanka na zewnątrz. Mężczyzna zaczął opowiadać sąsiadom, że żona go licznie zdradza. Według jego historii, Aneta miała romans z kolegą z pracy w Tesco. Nic nie potwierdzało jego oskarżeń. Nie miał dowodów, a jego żona najpewniej nigdy nie spotkała się nawet poza pracą z tym kolegą. Opętały go urojenia, które doprowadziły do najgorszej i nieodwracalnej rzeczy. Brutalnego zabójstwa.
Makabryczny Dzień Dziecka na Wessex Road – gdy tatuś pociął mamusię.
Krzyki, wrzaski, cisza. Sąsiedzi wiedzieli, że stało się coś złego. Wybiegli natychmiast z domów. Ich oczom ukazał się Marcin Zdun, który zaczął biec w nieznanym kierunku. Część opalających się na działce domowników z Wassex Road puściło się za nim w pogoń. Inni zadzwonili na policję. Oszalały napastnik został unieruchomiony i obezwładniony. Wszyscy wiedzieli, że stało się coś bardzo złego. Ale chyba nawet w ich wyobraźni historia zabójstwa nie była tak makabryczna.
– Tatuś pociął mamusię, tak mówiła jedna z małych dziewczynek, które wyszły na zewnątrz – powiedział świadek zdarzenia, zaraz po morderstwie. Mężczyzna, który zabrał córkę mordercy spod domu nie spodziewał się, że doszło do tak strasznych wydarzeń.
Marcin dokładnie zaplanował to, co zrobi. 40-letni mężczyzna wziął nóż i zaczął się awanturować. Najpierw pociął Anetę. Zadawał jej liczne ciosy. Później zawołał Nikoletę. Nie dał jej szans. Ją również zaczął dźgać. Śledczy nie mieli wątpliwości, że musiał zdawać sobie sprawę z tego co robi, a zabójstwa dokonał z zimną krwią. Najpewniej planował je od dłuższego czasu. Gdy kobiety były już w stanie agonalnym, Marcin włożył je do wanny i nadal uderzał nożem. Wokół było mnóstwo krwi. Ostatecznie Aneta i Nikoleta miały zginąć od ciosu w szyję.
Najbardziej makabryczne było to, że mężczyzna zamordował matkę i córkę na oczach swoich najmłodszych dzieci. Gdy jedna z dziewczynek uchyliła drzwi, Marcin przystawił jej nóż do szyi, ale zrezygnował z zamiaru kolejnego zabójstwa. Być może otrzeźwiał. Przecież nawet w jego urojeniach młodsze córki nic mu nie zrobiły.
Ten brutalny dzień wstrząsnął całą Wielką Brytanią i Polską. Nikt nie miał wątpliwości, że dzień ten zmieni małą, angielską miejscowość.
Szybki proces… i powrót do Polski
Po trzech tygodniach sprawnego procesu i gromadzenia materiałów dowodowych, Marcin Zdun został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności w angielskim więzieniu. O wcześniejsze wyjście może ubiegać się dopiero po 34 latach. Będzie miał wtedy ponad 70 lat, być może na świat przyjdą już jego wnuki. Nie dość, że zabił niewinną żonę i córkę, to jeszcze straci wszystkie lata życia jego pozostałych dzieci. Te pewnie nie będą chciały go już widzieć.
Jak bronił się w trakcie procesu? Przyznał się do brutalnego zabójstwa, ale wskazał, że nie poczuwa się do winy. Próbował udowodnić, że cierpi na ciężką chorobę psychiczną i nie pamięta samego zdarzenia. Biegli i sąd nie dały wiary tym opowieściom. Wszyscy uznali, że to niczym niepodyktowana zazdrość była motywem zbrodni.
Pogrzeb Anety i Nikolety odbył się miesiąc później, w rodzinnych Mościcach. Na uroczystość przybyły tłumy osób, które opłakiwały zdarzenie. Ich grób został okryty licznymi kwiatami. Rodzina i znajomi bardzo chcieli, aby rodzina Zdunów wróciła do Polski, jednak nikt – nawet w najgorszych koszmarach – nie mógł przewidzieć, że stanie się to w tak tragicznych okolicznościach.