13 września 1996 r. zaginęła bez śladu młoda kobieta. Joanna Gibner urodziła się w 1973 r. Była jedynym dzieckiem pani Danuty i jej wcześnie zmarłego męża. Asia miała zaledwie sześć lat, gdy została półsierotą. Matka Joanny radziła sobie doskonale. W wieku 29 lat poznała swojego drugiego męża. Pan Jacek jednak nie był wzorowym mężem i ojczymem. Nie akceptował swojej pasierbicy. Nadużywał alkoholu.
Joanna dorabiała w wielu miejscach. Uczyła się w liceum. Była wrażliwa, często przeżywała swoje problemy. Nie miała szczęścia w miłości. Jednakże w roku 1996 r. poznała swojego przyszłego męża. Marek W. był o dwa lata młodszy od Joanny. Para zaczęła się spotykać, a zaledwie po trzech miesiącach znajomości postanowiła się pobrać. Małżeństwo nie była sielanką. Od samego początku ewidentnie do siebie nie pasowali. Już na samym weselu doszło do awantury. Krótko po ślubie dziewczyna skarżyła się mamie, że mąż próbował ją dusić. Postanowiła się rozwieść, ale zaginęła bez śladu.
Tajemnicze zaginięcie Joanny
13 września Joanna Gibner zaginęła bez żadnego śladu. Mąż utrzymywał, że wyszła ok. godz. 15 z domu i nie powróciła. Nie udało się potwierdzić jego zeznań. Podejrzewano, że wyjechała za granicę lub nad morze, aby odpocząć od codziennych zmartwień. Śmierć kobiety także była jedną z hipotez. Ale policja nie znalazła żadnych śladów mogących potwierdzić śmierć Joanny.
Mijały godziny, dni, miesiące i lata od zaginięcia córki pani Danuty. Marek W. w telewizji błagał żonę, aby do niego wróciła. Wykazywał żal, smutek i przygnębienie z powodu nieobecności żony. Od samego początku kłamał i grał na uczuciach osób, które były zainteresowane zaginięciem kobiety. Matka Joanny nie dawała za wygraną. Czuła, że córce stało się coś złego. Nie wierzyła w teorię, że córka wyjechała bez słowa. Siedem lat walczyła o prawdę, przeczucie matki nie zawiodło.
Marek ułożył sobie życie na nowo. Nie komentował już zaginięcia żony. Nie pokazywał się w telewizji ani nie komentował sprawy w prywatnym kręgu znajomych. Żył, jakby nie był nigdy częścią życia młodej żony. Ale popełnił wielki błąd. Oczywiście szczęście dla matki Joanny i śledczych, że do tego doszło, ale dla Marka był to nieodwracalny błąd.
Pewnego dnia konkubina Marka W. pojawiła się na policji. Zeznała, że boi się swojego partnera, ponieważ podczas kłótni groził jej śmiercią. Co więcej, z jego ust padły słowa, że zrobi jej to samo, co zrobił z Joanną.
Kochanie, to nie tak jak myślisz – wstrząsająca historia polskiej rodziny w Wielkiej Brytanii
Zatrzymanie i przyznanie się do winy Marka W.
Po zatrzymaniu przystąpiono do przesłuchania mężczyzny. Marek W. przyznał się do zbrodni. Zeznał, że w dniu zaginięcia żony pokłócił się z nią. Doszło do awantury, a ten w przypływie emocji i nerwów rzucił Joannę na łóżko, usiadł na niej i zacisnął ręce na szyi żony. Udusił ją, a następnie schował jej ciało w wersalce. Po pewnym czasie postanowił pozbyć się ciała.
Na wizji lokalnej mężczyzna pokazał śledczym szczegóły zbrodni. Przyznał, że spakował ciało zamordowanej żony do walizki, łamiąc jej nogi, które nie mieściły się w środku. Wyjechał z domu i udał się nad jezioro Dywickie, gdzie wypływając pontonem, porzucił jej zwłoki. Wcześniej obciążył walizkę gruzem i kamieniami, aby mieć pewność, że nie wypłynie.
Ciała nie odnaleziono, a Marek W. został skazany na karę 15 lat pozbawienia wolności. Proces był poszlakowy. W 2018 r. skazany wyszedł na wolność, ale krótko po opuszczeniu murów zakładu karnego zmarł.
24 lata później…
Przez 24 lata mama Joanny nie miała szansy pochować godnie swojej córki. Nigdy jednak nie zwątpiła, że kiedyś dojdzie do przełomu i znowu będzie miała swoja ukochaną córkę blisko siebie. Po 24 latach, w roku 2020, dzięki zaangażowaniu znanego płetwonurka, Marcela Korkusia, udało się odnaleźć w jeziorze Dywickim pod Olsztynem torbę ze szczątkami zaginionej. Joanna została godnie pochowana. Jej mama wyznała, iż w końcu po 24 latach może zapalić znicz na prawdziwym grobie jej córki. Wcześniej robiła to codziennie w domu, gdzie przygotowała w pokoju córki symboliczny grób.